„Wulgarna dyskusja na Radzie Miasta Krakowa. Interweniowała straż miejska.” Taki tytuł przeczytałem. Pomyślałem, że jeśli straż miejska interweniuje z powodu wulgarności dyskusji w radzie miasta, to dowód na to, że Kraków naprawdę kulturalnym miastem jest. Jeśli padały wulgarne słowa, to znaczy słowa nieparlamentarne. Jakie to właściwie są słowa nieparlamentarne? Definicja by wskazywała, że to słowa nieużywane w parlamencie. To stara definicja. Teraz parlamentarzyści używają wszystkich słów. Są dowody. Czyli słowa uznawane za nieparlamentarne są już parlamentarne.
Może trzeba stworzyć nowy słownik nieparlamentarnych słów? Do tej pory słowa uważane za wulgarne wiążą się z seksem. Może by to zmienić? W związku z tym, że nasi politycy często jadają, a jedząc używają wulgarnych słów, może prościej będzie, jeśli nowe słowa nieparlamentarne będę związane z jedzeniem. Na przykład, gdy ktoś ma sytuację nie do pozazdroszczenia mówiłby „ale mam przejedzone”.
"Kuchta nać!"
Wiadomo, że sytuacja przejedzenia przyjemna nie jest. Najpopularniejszym obecnie przekleństwem jest określenie kobiety zawodowo trudniącej się seksem. W naszym przypadku byłaby to kobieta zawodowo trudniąca się przygotowywaniem jedzenia i tu używamy słowa „kuchta”. Nawet podobnie brzmi do tamtego. Jeśli dodamy coś z warzyw będzie brzmiało jeszcze bardziej podobnie. „Kuchta nać” Inne popularne obecnie słowo nieparlamentarne to określenie czynności seksualnej. W naszym przypadku byłoby to gotowanie. Tu używamy słów „pichcić” i „pitrasić”. Już widzę napisy na murach „pichcić Wisłę”, „pitrasić Cracovię”.
Zanim zmiana słów wulgarnych się upowszechni, będzie można ich bezkarnie używać przy dzieciach. Tym bardziej że będziemy teraz z dziećmi spędzali więcej czasu. Nauczyciele bowiem nie są usatysfakcjonowani tak zwaną „piątką Kaczyńskiego”. Prezes rządzącej partii dawno chodził do szkoły i nie odnotował widocznie, że teraz w szkołach najwyższą oceną nie jest piątka, a szóstka. Istnieje chyba jeszcze w szkolnictwie coś takiego, jak „poprawka”. Może Prezes z niej skorzysta.
Podoba mi się wyścig na obietnice. My damy pięćset na pierwsze dziecko! Tak?! To my damy sześćset! Tak?! To my damy pięćset na bezdzietne kobiety! Tak?! To my damy na bezdzietne kobiety i bezdzietnych mężczyzn! To my damy na emerytów! U nas najwięcej dostanie bezdzietny emeryt kobieta z dwojgiem dzieci!
A my się cieszymy jak dzieci. Siedzące w domu.
A gdyby tak zlikwidować podatki? Nie do końca oczywiście. Teraz wysyłamy obliczoną nam kwotę pieniędzy GDZIEŚ. A gdyby każdy dostał listę potrzeb i jeden przeznaczałby jakąś kwotę na konkretny posterunek policji, ktoś inny na konkretne przedszkole, a jeszcze inny na remont ulicy lub teatr, co by było? Politycy nie mieliby czego obiecywać. Głupi pomysł. Lubimy obietnice.
Nadeszła cudów pora
Bo jest z nas elektorat
I rzecz to oczywista
Z bycia nim korzystaj!
Zjedzmy tę kiełbasę
I cieszmy się tym czasem
Bo po tygodniach paru
Będzie z nas już tylko naród…