Czasy się zmieniają, jak powiedział pewien Rosjanin, widząc, jak mu tramwaj przejeżdża przez zegarek. Zdaję sobie sprawę z tego, że w naszym podzielonym politycznie kraju część z nas chce wiedzieć, czy im się podoba to, czy tamto i dlatego słuchają tych albo tamtych. Czasem jednak nie wytrzymuję. To przez moją matkę.
Jest zamieszanie wokół MOCAKU i Bunkra Sztuki. Nie chcę wymądrzać się, czy połączenie tych instytucji jest słuszne, czy nie. Zainteresowało mnie coś innego. Otóż na pierwszych stronach znanych krakowskich gazet ukazały się informacje o tym, że pani Anna Maria Potocka ma brata. I to, że ten brat ma na nazwisko Socha. Nie chodzi mi o to, że jeśli brat ma nazwisko Socha, to pani Anna Maria też chyba takie miała. Chodzi mi o to, że te poczytne gazety, podając te informacje, powołują się na donos. Wyraźnie piszą, że cytują donos.
Czasy się zmieniają. Kiedyś nikt by się nie przyznał, że korzysta z donosów. Mało tego, takie instytucje jak policja, skarbówka, czy inne podobnego typu urzędy publiczne, oznajmiały z całą mocą, że anonimy wyrzucają do kosza. Nawet jeśli to była nieprawda. Nikt do korzystania z donosów nigdy by się nie przyznał. Nie wiem, jak jest teraz, bo ostatnio żadnego donosu nie dostałem, ale kiedyś anonimy było podpisane „życzliwy”. „Pani Kowalska pani mąż, kiedy wychodzi ze śmieciami, idzie do Kwiatkowskiej pod siódemkę. Pani zapyta, czemu wynosi śmieci dwa razy dziennie, mimo, że zsyp mamy zatkany od miesiąca” i podpis: „Życzliwy”. Ciekawe, czy donos, na który powołują się gazety, też miał podpis „Życzliwy”. I dla kogo.
Na ogół w moich pisaniach do Państwa omijam politykę. Satyryk powinien zachować zimną krew i obserwować wszystkich. Pozwolę sobie zacytować bliskiego mi autora:
Jeden krzyczy, że wie
Drugi woła „ja wiem”
Pierwszy wie z TVP
Drugi zaś z TVN
A więc łączy ich coś
Jak zwał to tak zwał
Są wierzącymi na wskroś
Każdy wierzy swojemu TV… (fragment większej całości)
Przypomniała mi się anegdota dotycząca muzyki. Na pierwszym wykonaniu koncertu Stefana Kisielewskiego, w czasie antraktu, Jerzy Waldorff, wskazując grupę krytyków, powiedział do swego przyjaciela: „ty wiesz ile oni by dali, by wiedzieć, czy im się podobało”.
Zdaję sobie sprawę z tego, że w naszym podzielonym politycznie kraju część z nas chce wiedzieć, czy im się podoba to, czy tamto i dlatego słuchają tych albo tamtych. Czasem jednak nie wytrzymuję. To przez moją matkę. Moja matka pochodziła z ziemiaństwa. W czasach mojego dzieciństwa raczej to się ukrywało i zapewne dlatego w domu nie rozmawiało się przy dzieciach o polityce. Mama nie chciała dzieciom stwarzać dysonansu poznawczego. Raz nie wytrzymała. Kiedy przyszedłem ze szkoły i powiedziałem, że Związek Radziecki jest naszym najlepszym przyjacielem, bo nas wyzwolił spod niemieckiej okupacji. Nie mówiła nic o układzie Ribbentrop Mołotow, tylko tłumaczyła, jak chłopcu należałoby tłumaczyć. I zrozumiałem.
A teraz ja nie wytrzymałem. W telewizji pokazywali, jak przy historycznym okrągłym stole, siedziała młodzież i dyskutowała o Porozumieniu Okrągłego Stołu. Podsumował ich dyskusję prof. Zybertowicz, stwierdzając, że przy okrągłym stole komuniści przekazali władzę swoim agentom. Młodzież już się nie odezwała. Gdyby pan profesor mówił te słowa z więzienia, zrozumiałbym, ale dzięki przekazaniu władzy agentom pan profesor jest doradcą prezydenta RP. Gdyby to była nawet prawda, co powiedział pan profesor, to co? Kiedyś było powiedzenie „uczyć się choćby od diabła”. I myślę, że można zaryzykować powiedzenie „wolność przyjąć choćby od diabła”.
To, co stwierdził doradca prezydenta, powoduje, że prawdopodobna staje się taka scenka:
Nauczycielka pyta Jasia - Jasiu co wydarzyło się 13 grudnia 1981?
Jaś: - Stan Wojenny proszę pani.
Pani: - A kto go wywołał?
Jaś: - Lech Wałęsa.
Pani: - A w jakim celu?
Jaś: - By uwięzić braci Kaczyńskich.
Pani: - I udało mu się?
Jaś: - Nie. Bo obronił ich mecenas Piotrowicz.
Tak. Czasy się zmieniają. Co było do udowodnienia.