W Polsce pozostawieni bez pomocy restauratorzy mimo zakazów otwierają lokale, a w nieodległym Wiedniu, mimo twardego lockdownu, sytuacja jest zupełnie inna. Rozmawialiśmy z właścicielem bistro "Zakopane" w centrum stolicy Austrii. Mimo że otworzył swój lokal na krótko przed pandemią, bankructwa się nie boi. Tam pomoc państwa pozwala wielu restauratorom nie tylko przetrwać, ale nawet inwestować w przyszłość.
Reklama
Zakopiańczyk Marek Tomasz Jurczak otworzył bistro "Zakopane" w centrum Wiednia jesienią 2019 roku. Postawił na cenioną tu polską kuchnię i rozpoznawalną w Austrii markę, jaką jest Zakopane.
Gdy zaledwie kilka miesięcy później przyszedł pierwszy lockdown, wydawało się, że marzenia i pasja naszego rodaka zostaną pogrzebane przez pandemię. Jesienią znów przyszedł czas zamknięcia gospodarki, ale właściciel bistro "Zakopane" bankructwa się nie boi.
- Czuję dużą pomoc od państwa, czuję się bezpiecznie i nie rozważam zamknięcia, czy bankructwa. Nadal realizuję swoją pasję - mówi z w rozmowie z Life in Kraków. Jak w Austrii państwo pomaga restauratorom? Czy tam możliwy byłby bunt przedsiębiorców i zrywanie lockdownu?
Jak państwo pomaga restauratorom w Austrii?
Co złożyło się na dochody pana Marka w ostatnich miesiącach?
- Za listopad otrzymaliśmy od państwa zwrot 80% utargu z listopada zeszłego roku, w grudniu 50% utargu za zeszły rok. Grudzień to zawsze jest w Wiedniu bardzo dobry miesiąc dla gastronomii dlatego kwotowo to były dla restauratorów spore sumy. Dodatkowo każdy przedsiębiorca, w tym ja i moja wspólniczka, otrzymuje od początku pandemii po tysiąc euro miesięcznie. Możemy też pracować na wynos. To wszystko razem sprawia, że bankructwa się nie boimy - mówi gość Life in Kraków.
Reklama
Ta pomoc wystarcza dla bistro "Zakopane" w Wiedniu, mimo że utarg w listopadzie i grudniu 2019 roku nie mógł być duży, bo restauracja została ledwo co otwarta. Dla innych restauratorów działających od lat na rynku obecna sytuacja to okazja do inwestycji.

- Wielu modernizuje swoje lokale, kuchnie, remontują sale. My wykorzystujemy czas na promocję i choć usługa na wynos nie jest zbyt dochodowa, bo spore prowizje biorą platformy internetowe zajmujące się dostawą, to jednak stajemy się coraz bardziej znani w naszej dzielnicy i nie tylko - podkreśla właściciel polskiej restauracji w Wiedniu. Tu zresztą mocno odczuwa się wzajemną pomoc i solidarność mieszkańców stolicy Austrii.
Reklama
Bunt przeciwko lockdownowi w Austrii się nie opłaca
W przeciwieństwie do Polski w Austrii obostrzenia związane z pandemią weszły w życie na podstawie uchwał parlamentu, a nie rozporządzeń rządu. Choć i tu nie brakuje głosów narzekania na lockdown, to jednak o otwartym łamaniu zakazów mowy nie ma, a pojedyncze incydenty kończą się szybko i boleśnie.
- Jedna z restauratorek otworzyła lokal. Skończyło się po 30 minutach interwencją policji, całkowitym zamknięciem lokalu karą wysokości ponad 30 tysięcy euro, a właścicielka ma zakaz wstępu do swojego lokalu, chyba że w asyście policji - opowiada Marek Tomasz Jurczak.
Reklama
- Jasne, że dochody mimo wszystko są mniejsze, ale nie można narzekać - podkreśla nasz gość. Lockdown i oferowanie usług na wynos oznaczało też konieczność wielu zmian: inne menu, bo przecież inaczej prezentuje się danie na talerzu, inaczej w opakowaniu, inna organizacja pracy. Ponadto szybko zrezygnował z plastikowych opakowań na rzecz tych biodegradowalnych, bo to ma również znaczenie dla klientów.
- Wiosną było o wiele trudniej, teraz mamy to już doszlifowane, funkcjonujemy lepiej - mówi właściciel wiedeńskiego Bistro Zakopane i z optymizmem patrzy w przyszłość.