PIOTR SIEKLUCKI

Piotr Sieklucki: Mikołaja w tym roku nie będzie!

opublikowano: 25 LISTOPADA 2018, 13:41autor: Piotr Sieklucki
Piotr Sieklucki: Mikołaja w tym roku nie będzie!

To już drugi rok, w którym świętego Mikołaja nie będzie! Smutno się zrobi dorosłym dzieciom spacerującym po krakowskim Kazimierzu w poszukiwaniu dobrodzieja, którego zawsze trzeba było nakarmić i napoić… 6 grudnia we wszystkich  knajpach na Kazimierzu zapanuje dzień smuty, a na znak żałoby powinny zostać wywieszone kiry czarne, cmentarne.  

Dokładnie rok temu nad ranem zamknął oczy Bogusław Szabliński, słynny  Mikołaj z Kazimierza,  legendarny król kloszardów, który znany był każdemu bywalcowi dzielnicy. Pił niemal z każdym. Mimo, iż często nie bywał przyjemny w rozmowie, to jego swoboda dyskursu, inteligencja  i dość ordynarny  dowcip wybaczały wszystkie potknięcia.  Zaczepiał każdego kogo znał i pragnął poznawać tych, którzy nieopatrznie stanęli na jego drodze.

Jak każdy wypiłem z nim wiadro wódki. Potrafił rozmawiać o wielu rzeczach, nieobca była mu literatura i sztuka, dobrze orientował się w krakowskich koteriach. Doskonale wiedział o teatralnych awanturach;  i choć nie bywał na spektaklach o każdym z nich miał wyrobione zdanie. Nie bywał, bo trudno było go zapraszać na przedstawienia;  w trakcie ich trwania potrafił narobić niezłego pastwiska. Jako widz jego emocjonalność sięgała „arogancji” Jerzego Waldorffa, który potrafił w trakcie antraktu ryknąć swoim charakterystycznym tubalnym głosem: „Ni chuja nie rozumiem”. I wyjść z hukiem trzaskających  drzwi.

Pech chciał, że ulubionym spektaklem Mikołaja był nasz „Griga” wg opowiadań Czechowa; spektakl grany od 15 lat w Alchemii. Podczas wieczoru zwykł głośno i niecenzuralnie  komentować, ale zawsze na końcu braw wypowiadał swoje magiczne słowo „zajebiste”. Nie był łatwym widzem, ale nie był też łatwym kompanem do życia… bo mógł pić i mówić godzinami. W ten weekend kiedy odszedł znów graliśmy „Grigę”.  Wychylając kieliszek wódki piliśmy za jego  dobry sen z nadzieją, że gdzieś tam zagubiony w siódmym niebie znów nie może trafić do swojego domu.  

Mikołaj nie wyglądał jak kloszard. Jego charakterystyczne długie białe włosy, broda i lekko zapadnięte oczy przypominały raczej tolkienowskiego Gandalfa. Mnie z twarzy i zachowania przypominał mojego dziadka; birbanta i szaławiłę, oficera wojska polskiego.  Być może przez to skojarzenie darzyłem Mikołaja tak wielką sympatią. Mój dziad w przypływach radości życia wychodził z chałupy i znikał w czeluściach wsi na dobre dwa  tygodnie. 

Oddając się biesiadom  celebrował życie i wolność za którą podczas II wojny światowej oddał część zdrowia. Po dwóch tygodniach na rozkaz  babci brałem stajenną  taczkę i szedłem szukać staruszka; po śpiewie pieśni żołnierskich znajdowałem go u któregoś z  sąsiadów.  Brałem na taczkę i ze wstydem przemierzałem wieś.  Miałem wtedy 7 lat. Kiedy przesiadywałem z Mikołajem w knajpie na Kazimierzu i patrzyłem w jego cudownie roześmiane oczy na myśl przychodził mi mój staruszek dziadek i ten niezapomniany wstyd dziecka.  Dziś kiedy piszę o Mikołaju nie sposób nie wspomnieć  ich obu. Królowie życia i biesiady!  

Trudno cokolwiek życzyć Mikołajowi na dobry wieczny sen, bo  w życiu doczesnym, jak sam mawiał, nigdy nie pracował, nie miał zmartwień, potrzeb, a jedynym jego szczęściem był drugi człowiek, z którym mógł w nieskończoność rozmawiać i pić. Wódkę zawsze ktoś mu postawił, jedzenia mu raczej nie brakowało, bo tak jak denerwował cały Kazimierz  tak wszyscy go kochali, karmili i poili. Kiedy coś narozrabiał bywało, że miał zakaz wejścia do danej knajpy. Często kiedy aktorki uskarżały się na niskie płace  w teatrach doradzał im, że  jako „kurwy zarobią znacznie lepiej, a i będą przy okazji bardziej spełnione i mniej marudne”.  

Bywał cyniczny, wulgarny, ale  niezwykle dowcipny.  Na krakowskim Kazimierzu będzie go brakowało, choć sam przyznaję, że czasami gdy widziałem go sączącego piwko na którymś z ogródków przechodziłem na drugą stronę ulicy. Wiedziałem, że łatwo mu nie ucieknę. Kiedy mnie dostrzegł nie miałem wyjścia, musiałem siąść i wypić z nim „espresso”. Tym razem sam uciekł nam wszystkim bezpowrotnie.

Śpij dobrze Mikołaju i koniecznie spotkaj się z moim dziadkiem. Polubicie się.  Niech twój sen będzie piękny, a kiedy pewnego dnia dołączę do was, to mam nadzieję, że staniesz u bram niebopiekła z kieliszkiem w dłoni i spojrzysz na stajenną taczkę, by szukać kolegi co  znów się zapodział. Śnij i pij!                       

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Możecie Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies.

Polityka Prywatności