W OPINII

Prof. Janusz A. Majcherek ocenia rok rządów Donalda Tuska. Co sukcesem, co porażką?

opublikowano: 13 GRUDNIA 2024, 08:18autor: Daniela Motak
Prof. Janusz A. Majcherek ocenia rok rządów Donalda Tuska. Co sukcesem, co porażką?

6 na 10, taką ocenę wystawia rządowi Donalda Tuska w rocznicę jego powołania i zaprzysiężenia stały komentator polityczny Life in Kraków, prof. Janusz A. Majcherek, socjolog i publicysta. I dodaje, że największe sukcesy rządu to odblokowanie pieniędzy z KPO i odebranie mediów publicznych hejterom. Największa porażka - kwestie światopoglądowe. 

Reklama:


Jaką ocenę wystawi Pan rządowi Donalda Tuska w rocznicę jego powołania i zaprzysiężenia, 13 grudnia?
 

Rządowi dałbym 6/10. Poszczególnym ministerstwom ocen nie wstawię, bo podział resortowy jest, mówiąc szczerze, dość chaotyczny, nie w pełni konsekwentny, nieco przypadkowy, bo trzeba było w 4 partyjnej, a nawet, jak niektórzy mówią - 7 partyjnej koalicji zaspokoić oczekiwania poszczególnych udziałowców.
 

Łatwiej więc ocenić konkretne działania i decyzje rządu?
 

Co ciekawe, poszczególne aspekty i obszary, w których funkcjonuje rząd, niekoniecznie pokrywają się podziałem na ministerstwa. Resorty wydzielono nie do końca w sposób, odpowiadający głównym zagadnieniom i problemom, w których rząd powinien być aktywny, lecz, w pewnym przynajmniej stopniu, podział ten odpowiadał oczekiwaniom czy, nazwijmy to dosadniej, żądaniom poszczególnych koalicjantów.
 

Za co w takim razie wystawiłby Pan wysokie, a za co niskie noty? 
 

Uważam, że ogromnie ważnym zagadnieniem jest kwestia KPO, Krajowego Planu Odbudowy. Odblokowanie tej ogromnej puli pieniędzy jest największym osiągnięciem rządu. A czy można ten sukces przypisać pani minister Katarzynie Pełczyńskiej - Nałęcz, kierującej resortem Funduszy i Polityki Regionalnej, która formalnie odpowiada za kwestie związane z funduszami unijnymi? Niekoniecznie, bo odblokowanie Krajowego Planu Odbudowy, co uważam za jeden z największych, a być może największy sukces tego rządu, jest wspólnym dziełem, wynikiem tego, że rząd likwiduje blokady i bariery, które pozostawili  poprzednicy , i które sprawiały, że te środki nie mogły być wcześniej Polsce przyznane. 

Druga, moim zdaniem bardzo ważna kwestia i znów - jedno z największych osiągnięć tego rządu - to odebranie mediów publicznych z rąk hejterów i definitywne zamknięcie szczujni, która  funkcjonowała przez wiele lat. To osiągnięcie jest przypisywane konkretnej osobie, czyli ministrowi Bartłomiejowi Sienkiewiczowi, który już w rządzie nie działa, więc, gdybyśmy chcieli oceniać dzisiaj resort kultury, to ten sukces przypisali byśmy ministerstwu, na czele którego stoi inna osoba. A to też było przecież dokonanie zespołowe, bo nawet jeżeli minister Sienkiewicz personalnie dokonał go swoimi decyzjami, to przecież one były zarówno oczekiwane przez wszystkich pozostałych członków rządu, jak i przez elektorat koalicji.

Miały też uzasadnienie, wynikające z decyzji wyborczej 15 października, powziętej przez obywateli, motywowanej w znacznym stopniu właśnie koniecznością zlikwidowania fabryki hejtu w mediach publicznych.
 

I co więcej, to poszło bardzo szybko. 
 

Tak jest, już prawie rok nie oglądamy i nie słuchamy zinstytucjonalizowanego, zorganizowanego, permanentnego hejtu, który z mediów publicznych płynął niemal 24 godziny na dobę. 

Reklama
 

Ale mimo tego arogancję PiS - u i Suwerennej Polski wciąż możemy oglądać. Zachowanie Zbigniewa Ziobry, Marcina Romanowskiego, Jarosława Kaczyńskiego mało daje nadziei na to, że rozliczenia pójdą szybko i sprawnie. Jak, w Pana ocenie, z tym radzi sobie rząd? 
 

Na uwagę premiera, że rozliczenia idą zbyt wolno, minister sprawiedliwości, Adam Bodnar, odpowiedział wpisem w internecie, w którym wymienił całą listę rozmaitych śledztw, prowadzonych przez prokuraturę oraz także listę tych, które już zostały zakończone skierowaniem aktu oskarżenia do sądu lub w najbliższym czasie zostaną w ten sposób zakończone.

Tutaj sukcesy są połowiczne. Oczywiście, sam fakt przejęcia nadzoru resortowego nad sądownictwem powszechnym w Polsce jest krokiem pozytywnym, natomiast funkcjonujący wciąż Trybunał Konstytucyjny z sędziami dublerami i Sąd Najwyższy z neosędziami w składzie jednak mącą obraz rozliczeń w systemie sądownictwa. A te rozliczenia są niezbędne ze względu na skalę patologii, która w tej dziedzinie miała miejsce za czasów poprzedników.
 

Co jeszcze poszło dobrze?
 

Na pewno sukcesem w sensie propagandowym, ale dość dwuznacznym jest renta wdowia i babciowe. Uchwalenie, sformalizowanie tych dwóch pomysłów, jest sukcesem, a jednocześnie to sukces dość ambiwalentny, dlatego, że badania wykazują, iż w rosnącej części opinii publicznej narasta rozdrażnienie i zniechęcenie rozdawnictwem socjalnym.
 

Tak, 800+ też się już nie podoba tak bardzo, jak choćby jeszcze rok temu. 
 

Tak, po każdym kolejnym geście socjalnym poparcie dla Konfederacji, która radykalnie występuje przeciw wydatkom socjalnym, postuluje niskie podatki, ograniczenie roli państwa i redukcję postulatów socjalnych, rośnie o 1 - 2 punkty procentowe.
 
Badania prowadzone min, przez Sławomira Sierakowskiego i  prof. Przemysława Sadurę, wykazały, że zniechęcenie do programów socjalnych narasta, że rośnie ta część społeczeństwa, która jest przeciwna mnożeniu kolejnych programów socjalnych. Tak więc babciowe i renta wdowia czy wolna wigilia to osiągnięcia, które są ambiwalentne, to znaczy - jedni zapiszą je na pewno po stronie sukcesów, zwłaszcza Lewica, która stoi za programami socjalnymi, będzie się chciała tym chwalić i przedstawiać to jako sukces, ale dla innych ma on dyskusyjną wymowę. 
 

Dlaczego rozdawnictwo przestaje się podobać?
 

Po pierwsze, w bardziej świadomej części społeczeństwa narasta zrozumienie, że jest ono finansowane z długu, że budżet będzie miał rekordowy, kosmiczny deficyt i w związku z tym ogromnie wzrośnie dług publiczny.

Po drugie - w pewnej części społeczeństwa jest wyobrażenie, które można różnie oceniać, wyobrażenie, że programy socjalne wzmacniają patologię, że są kierowane do pasożytniczych grup społecznych. Takie  postrzeganie współobywateli jest nieprzyjemne, zwłaszcza, jeżeli dotyczy grup autentycznie upośledzonych i potrzebujących, choćby niepełnosprawnych, ale to, co pojawiało się jako niewyraźne i słabe głosy, gdy uchwalano program 500+, teraz występuje w coraz większym natężeniu - że to zaspokajanie oczekiwań marginesu społecznego, patologii.

Cytuję, to nie są moje opinie, to opinie, które pojawiły się w przestrzeni publicznej i które świadczą o tym, że programy socjalne są oceniane z rosnącą ambiwalencją i że coraz więcej jest w społeczeństwie wyborców, którzy odnoszą się do ich mnożenia z podejrzliwością lub wręcz wrogością.

Reklama
 

Myślę, że podobnie ambiwalentne uczucia towarzyszą obrońcom praw człowieka w reakcji na deklarację Donalda Tuska o czasowym zawieszeniu prawa do azylu, związana z sytuacją na granicy polsko - białoruskiej. Grono tych, którym ta deklaracja się podoba, rośnie, ale demokratyczna strona elektoratu ma prawo być zaskoczona czy zawiedziona. 
 

W mojej opinii cała strategia migracyjna jest dość niewyraźna. Nie konkretyzuje form imigracji do Polski, imigracji, która jest niezbędna z powodów demograficznych. Nie można zadeklarować, że nie będziemy przyjmować żadnych uchodźców i imigrantów, ponieważ oni są coraz pilniej potrzebni. Szacunki, dotyczące skali zapotrzebowania, zwłaszcza imigrantów w wieku produkcyjnym, będących potencjalnymi pracownikami mówią, że ta skala jest ogromna, idzie w setki tysięcy rocznie.

Już obecnie luka zatrudnienia na polskim rynku jest kilkusettysięczna, więc imigracja jest nieuchronna, bo bez niej, z demograficznych powodów,  kraj wejdzie w zapaść. Można długo rozwijać ten motyw, tu nie chodzi tylko o to, że będzie nas mniej, bo nie wielkość populacji jest istotna, ale jej struktura wiekowa. Starzejące się polskie społeczeństwo, w którym nie ma wystarczającej liczby rąk do pracy, będzie popadało w zapaść ekonomiczną, społeczną, kulturową, cywilizacyjną… Imigracja jest więc niezbędna, a to, co zaprezentowano jako projekt strategii migracyjnej, nie jest wystarczająco konkretne.

Podstawowym problemem Polski jest konieczność pozyskiwania pracowników, którzy zasilą polską gospodarkę z której ubywa co roku mnóstwo osób przechodzących na emeryturę, a nie napływa wystarczająca liczba nowych, ponieważ kolejne roczniki są coraz mniej liczne. Po prostu potrzebujemy imigrantów do pracy! I na tym powinna się skoncentrować strategia migracyjna, w szczegółach ustalająca, jak to zrobić, żeby ich pozyskać, a jednocześnie nie przysporzyć kłopotów z ich asymilacją i  adaptacją polskiemu społeczeństwu. 
 

To ostatnie jest szczególnie trudne, wiemy to z przykładów innych europejskich krajów.
 

Mogę sobie pozwolić na powiedzenie, że powinniśmy - tak uważam i prawdopodobnie uważa tak również większość opinii publicznej, ale pewnie też i większość spośród rządzących - że nie powinniśmy w Polsce przyjmować imigrantów z kręgu oddziaływania islamu. Doświadczenia zachodniego świata są takie, że to przybysze, którzy się najsłabiej, najgorzej integrują, najgorzej i najsłabiej asymilują. Rozumiem, że ani rząd, ani żadna agenda rządowa nie może tego powiedzieć wprost, bo tak nie wolno, bo to zostałoby natychmiast oprotestowane i uznane za nielegalne zarówno przez liczne organizacje krajowe jak i zagraniczne.

To trzeba moim zdaniem jakoś mądrze zrobić, żeby pozyskiwać ręce do pracy, ale nie z takich społeczeństw, w których dominują wzorce kultury całkowicie sprzeczne z wymogami demokracji liberalnej, systemem praw człowieka, praw kobiet, praw dzieci itd. Oczywiście rozumiem powody, dla których taka deklaracja jak moja nie jest ogłaszana publicznie, ale mam też nadzieję, że zostanie ona dobrze zrozumiana, że jakieś formy konkretyzacji tego rodzaju polityki migracyjnej zostaną podjęte, nawet jeżeli nie będą otwartym tekstem artykułowane.
 

Wie Pan, że i tak pewnie spadną na Pana gromy za tę wypowiedź?
 

Ja to już kiedyś wprost napisałem, w Gazecie Wyborczej, i teraz też mówię: powiedzmy sobie to zupełnie szczerze, nie możemy pozwolić, żeby przybywali do nas ludzie, których wzorce  kultury są całkowicie sprzeczne z wymogami życia w rozwiniętym, jako tako demokratycznym, jako tako liberalnym, jako tako praworządnym, respektującym prawa człowieka kraju. Doświadczenia Zachodu są pod tym względem, powiedziałbym, jednoznaczne. 
 

A spróbujemy ocenić, jak rząd radzi sobie z dotrzymywaniem obietnic, złożonych kobietom? 
 

W tych kwestiach rząd poniósł największa porażkę, w kwestiach aborcji i związków partnerskich. To największe porażki, ale tu też należałoby zniuansować, czy to porażki rządu, czy konkretnego ugrupowania, konkretnych członków rządu. Bo wiadomo przecież, że gdyby to Donald Tusk mógł w tej sprawie zadecydować, to byłaby ona już dawno rozstrzygnięta i załatwiona.

Wiadomo, że są opory konkretnych grup, nielicznych, ale ten rząd niestety nie ma aż takiej  miażdżącej większości w parlamencie, żeby mógł przeforsować projekty nie bacząc na przykład na Polskie Stronnictwo Ludowe. Tam w kwestiach światopoglądowych jest główny opór, bo jeśli chodzi o drugą składową Trzeciej Drogi, o ugrupowanie Szymona Hołowni, są jakieś tam pola do kompromisu, do porozumienia, natomiast w obrębie PSL dominuje opcja ultrakonserwatywna, powiedziałbym nawet, że betonowo - konserwatywna, nie do przejścia.

A jednak Donald Tusk w sposób może nazbyt kapitulancki stwierdził, że trzeba się pogodzić z tym, że w tej kadencji Sejmu te sprawy, zwłaszcza sprawa ustawodawstwa aborcyjnego nie zostanie rozwiązana. 
 

To niestety zostało powiedziane.
 

I trochę źle zabrzmiało, bo sugerowałoby, że premier ogłasza swoją bezradność, swoją bezsilność, ale trochę racji jednak w tym miał. Zdaje się, że nieco lepiej zarysowuje się perspektywa rozwiązania kwestii związków partnerskich, pani minister do spraw równości, Katarzyna Kotula robi, co może, ale wiele wskazuje na to, że ostatecznie przyjęte  rozwiązanie nie będzie nikogo zadowalać, ponieważ środowiska LGBT i inne grupy społeczne już sygnalizują swoje poważne niezadowolenie z okrawania kolejno różnych punktów tego projektu, a w PSL wciąż są tacy, którzy warczą, zgrzytają zębami i zapowiadają, że projektu nie poprą. Więc tak, w kwestiach światopoglądowych ten rząd ma najmniej sukcesów.
 

A sprawa religii w szkołach i reformy podstawy programowej?
 

Nie wiem, jak zostanie rozwiązana kwestia religii i edukacji zdrowotnej w szkołach, bo tutaj rząd natrafił na fundamentalny opór ze strony Episkopatu i środowisk klerykalnych, nie jestem pewien, czy pani minister Barbara Nowacka będzie miała całkowitą swobodę działania, czy też Donald Tusk będzie interweniował i czy rząd pójdzie na konfrontację z Episkopatem i ze środowiskami klerykalnymi, czy też bedzie próbował jakoś wypracować kompromis, także w obrębie koalicji, bo przecież takie środowiska w niej też są. 

Reklama
 

Jak oceniłby Pan działania minister Barbary Nowackiej? Bo o ile, jak powiedzieliśmy, w innych resortach jest to bardziej skomplikowane, to tutaj można przypisać konkretne działania do konkretnej osoby. Sukces, połowiczny sukces, czy porażka?
 

Sukces połowiczny, ale trzeba też brać pod uwagę, że choćby modyfikacja podstaw programowych wymaga czasu, nie można tego zrobić w trakcie roku szkolnego, więc trzeba odczekać, to musi trwać, to samo dotyczy wprowadzenia edukacji zdrowotnej czy zredukowania liczby godzin religii. Natomiast o wiele większe pretensje mógłbym sformułować, zresztą są one kierowane pod adresem resortu Nauki i Szkolnictwa Wyższego, że oddano ten resort, podobnie jak Ministerstwo Edukacji Narodowej w kuratelę Lewicy, która właściwie nie ma wielkich sukcesów, i dlatego największe zmory polskiego środowiska uniwersyteckiego, akademickiego, naukowego wciąż nad tym środowiskiem wiszą.

Tutaj też ministerstwo ma szkopuł, dlatego, że trwa wciąż tak zwany proces ewaluacji, parametryzacji rozmaitych jednostek naukowych i akademickich, i znów - zmiana reguł gry w trakcie czteroletniego okresu oceny, jest kłopotliwe. Jednak kluczowa kwestia punktacji czasopism i publikacji naukowych również nie została klarownie i przejrzyście załatwiona, bo w zasadzie nie ma nowych zasad, a już są bardzo poważne zastrzeżenia ze strony środowiska naukowego i akademickiego, że zmiany są dokonywane bez odpowiednich konsultacji i bez wysłuchiwania głosu środowiska.

Tu zmiana zachodzi zbyt wolno. Oczywiście afera Collegium Humanum nadała temu specyficzny kontekst, ponieważ pokazała, jak gigantyczna jest skala patologii, bo to oczywiście jest już przykład skrajny, ale to nie jest jedyny.
 

Żeby daleko nie szukać, Uniwersytet Komisji Edukacji Narodowej, dawniej Uniwersytet Pedagogiczny, pańska kiedyś uczelnia. Kontrowersyjny, delikatnie mówiąc rektor, wciąż trwa.
 

Tak, w obrębie nauki i szkolnictwa wyższego brak sukcesów, które można by odnotować, ale z zastrzeżeniem, że tutaj nie da się z dnia na dzień zmienić zasad, reguł, nie da się, tak jak w mediach publicznych, odwołać z dnia na dzień kierownictwa wszystkich spółek medialnych i wymienić ekip, to musi trochę dłużej potrwać, to jest zrozumiałe, ale jakieś pierwsze efekty powinny już być, a wciąż ich nie ma. 
 

W telewizji można było w ostateczności wyłączyć sygnał,a le tutaj - i w innych obszarach o których mówimy - nie da się postąpić analogicznie. Szkoda. 
 

Niestety.
 

A jaki ten rząd jest? Jak Pan by go opisał? Jakimi przymiotnikami? 
 

Te, które mi się narzucają, to: zróżnicowany, wieloraki, rozmaity, co ma swoje zalety, ponieważ na tle jednolito - frontowej ekipy poprzedniej, w której wszyscy jak jeden mąż podporządkowywali się decyzjom wydawanym na Nowogrodzkiej i realizowali politykę na tejże Nowogrodzkiej kreowaną, pluralistyczny, zróżnicowany, wielobarwny rząd jest pozytywnym kontrastem, natomiast oczywiście ta wielorakość powoduje też problemy.

Najbardziej nieprzyjemne są wewnątrz koalicyjne tarcia, czasem wręcz konflikty, jak na przykład wokół nieszczęsnej wolnej wigilii, ale też i inne, choćby wokół składki zdrowotnej dla przedsiębiorców. Myślę też, że jednym z najpoważniejszych problemów będzie kwestia polityki mieszkaniowej, bo Lewica będzie próbowała wymuszać na rządzie uchwalenie i deklarowanie wielkoskalowych projektów budownictwa społecznego, tanich mieszkań na wynajem, a to jest utopia i fikcja, takich mieszkań nie ma i nie będzie, to mrzonki, z budowaniem tanich mieszkań na wynajem przez samorządy czy przez rząd, przez władze publiczne. Mam nadzieję, że ekipa rządząca nie da się w to uwikłać, ale z kolei Lewica będzie próbowała forsować ten projekt jako swoje spécialité de la maison. Ten rząd czekają więc jeszcze pewne napięcia, zwłaszcza, i to jest też niebezpieczeństwo, związane z wyborami prezydenckimi.  
 

Właśnie, co się wydarzy w wyborach i potem z rządem?
 

Mamy dwóch kandydatów, a dojdzie jeszcze ktoś z Lewicy i to będzie prowadziło do kolejnych napięć w rządzie bo kandydaci nieuchronnie będą ze sobą rywalizować. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że w drugiej turze wyborów prezydenckich znajdą się Rafał Trzaskowski i Karol Nawrocki, a wiele zależy od tego, jak się zachowają ci, którzy do drugiej tury nie wejdą i jaki wynik osiągną, a szczególnie Szymon Hołownia.

Jeżeli zachowa się kunktatorsko, to narazi koalicję na poważne napięcia i to może się bardzo źle skończyć. Jeżeli Trzaskowski wygra, to wzmocni rząd i będzie można uzyskać akceptację prezydenta dla wielu pomysłów i projektów, które już są w koalicji przygotowane albo planowane, a odkładane ze względu na czas po wyborach, bo wiadomo, że teraz prezydent ich nie podpisze. Jeżeli Rafał Trzaskowski wygra, da to koalicji nowy wiatr w żagle. 
 

A jeżeli nie?
 

To będzie niedobrze. 

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Możecie Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies.

Polityka Prywatności