KRZYSZTOF PIASECKI

Wybrałem się samochodem na Dworzec Główny, to nie był dobry pomysł

opublikowano: 5 STYCZNIA 2024, 05:19autor: Krzysztof Piasecki
Wybrałem się samochodem na Dworzec Główny, to nie był dobry pomysł

Dworzec Kraków Główny. Ładny. Owszem. Nie będę się czepiał komunikatów, które nie zawsze są zrozumiałe. Dworzec jest usytuowany tuż przy Galerii Krakowskiej. Mają nawet wspólny parking. I tu jest problem. Poważny.

Reklama

Jadę do Warszawy. Oczywiście nie pierwszy raz. Wiem, że trzeba przyjechać wcześniej. Jest niedziela. Handlowa. Niestety. Żeby dojechać na parking czymkolwiek – taksówką, czy własnym samochodem trzeba stanąć w kolejce. A kolejka długa.

Mniej przewidujący dziwią się, dlaczego taka długa. Dlatego, że to jest wspólna kolejka na parking galerii i na dworzec. Nie słyszałem, by stał ktoś i głośno informował, że ci, co jadą na dworzec, mogą przejechać bez kolejki. Jest bowiem jedna kolejka. Stoję w tej kolejce. Można oczywiście zażartować, że stanie w kolejce to przedsmak jazdy koleją. Oczywiście o ile ktoś stojący, ma jeszcze odrobinę poczucia humoru.

W końcu widzę, że nie zdążę na pociąg. Nie ma siły! Spóźniłem się! Dlaczego na dworcu nie informują, że pociąg odjedzie później, bo czekamy na tych, którzy stoją w kolejce na parking? Jeśli jedziesz taksówką, masz szczęście. Taksówkarz informuje cię uprzejmie, byś podszedł piechotą, bo inaczej nie zdążysz.

Ale jeśli jedziesz własnym samochodem, masz pecha. To jedyne miejsce w Krakowie, a może i w całej Polsce, gdzie właściciele samochodów mają gorzej niż ci, którzy ich nie posiadają. Może to specjalnie zrobione, by powoli oduczać posiadaczy aut od ich używania?

Reklama

Tych z państwa, którzy zmartwili się moją przygodą, spieszę poinformować, że pojechałem następnym pociągiem. Tym razem nie będę opisywał kłopotów związanych z wymianą biletu i tak dalej i tak dalej…  

Mam pytanie do władz królewskiego (jednak przecież) Krakowa, czy tego nie da się jakoś rozwiązać?! Do jasnej cholery!

Przypomniał mi się dowcip samochodowy. Żart pochodzi z czasów, kiedy samochód był oznaką dobrobytu. Mój kolega miał samochód. Chyba Mercedes.  Oczywiście żonie go nie dawał. Pewnego dnia żona prosi go: „Słuchaj, pożycz mi samochód jutro. Jesteś w domu, a ja muszę zrobić poważne zakupy. Nie dam rady tego wszystkiego przynieść”, „Dobrze” odpowiada po długim namyśle mąż. Następnego dnia żona wraca z zakupów. Umęczona. „A gdzie auto?” pyta mąż. „O rany! Zostało pod sklepem…”.

W opisywanym przypadku nikogo by to nie dziwiło. Samochód został pod galerią handlową, bo do dworca nie dojechał… 

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Możecie Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies.

Polityka Prywatności