27 marca, w najbliższą niedzielę, obchodzić będziemy Międzynarodowy Dzień Teatru. Kolejny, trzeci z rzędu, międzynarodowy dzień, w którym nie wypada świętować. A przecież nikt nie potrafi tak świętować jak artyści. Jakże często w ten nasz międzynarodowy dzień upijaliśmy się z radości, pijani swymi sukcesami, pracą, teatrami przeżywającymi raz cudowne raz gorsze chwile, bo tak to z premierami bywa. Sukces przychodzi rzadziej niż porażka.
Reklama
Kiedy kilka miesięcy temu świętowaliśmy jubileusz 15-lecia naszego Teatru Nowego Proxima, a na horyzoncie widać było blask końca epidemii i już można było frekwencyjnie zapełniać sale po brzegi, choć bez twarzy jeszcze zasłoniętą kawałkiem szmaty. Świętowaliśmy od godzin południowych.
Jedna myśl przyświecała wtedy: Jakie to życie bankietowe jest piękne, i że od 15 lat nadal jesteśmy niekwestionowanym liderem bankietów. Od południa aż po tragedię świtu.
Bankiety trwały do rana, a liderem jednego z nich był znakomity stary aktor, który przeszedł do historii naszego teatru… bo Sylwestra spędzał aż do Trzech Króli. Zdziwiony, że nagle sala teatralna (acz wtenczas balowa) jest już pusta, zadzwonił do mnie w te prawie Trzech Króli z zapytaniem „gdzieśmy się podziali”. Nie zauważył biedaczyna wspaniały, jak 3 stycznia wychodziliśmy posylwestrowo z teatru udając się na kilkudniowy urlop.
Reklama
A że bankiety u nas najlepsze niech zaświadczy także dodatkowy fakt, iż dyrektor największego festiwalu teatralnego w naszym mieście każdego roku, w środku festiwalowego programu, zlecał nam organizację bankietu. Dlaczego nie na zakończenie festiwalu?
Otóż, dyrektora największego teatralnego festiwalu w naszym mieście w połowie tegoż festiwalu dopadało zmęczenie, udręczenie i ból setek nieodebranych połączeń telefonicznych. Rozumiem doskonale. Po naszym zaś bankiecie, tak w połowie, na półmetku festiwalu, dzień następny, wszyscy śpią snem niedźwiedzim, zimowym, a nad Krakowem zapada festiwalowa cisza. Można odpocząć. Nikt nie męczy. Nikt nie truje. Nikt nie dzwoni.
Bankiety są zwieńczeniem ciężkiej pracy, a Teatr Nowy Proxima jest krakowskim liderem bankietów, bo pracujemy ciężko na artystyczny i frekwencyjny sukces… a ten sukces przekuwamy w bankiety. I w tę niedzielę 27 marca powinniśmy świętować po świt wiosenny.
Ale to kolejne, trzecie z rzędu, międzynarodowe teatralne smutne świętowanie. Jeszcze smutniejsze i bardziej przygnębiające niż poprzednie. Płonie dom naszych sąsiadów. Pędzimy nie z odsieczą, a z pomocą, bo tyle możemy zrobić, bo przyszli do nas po schronienie, po naderwany sen, po parę ciepłych ubrań na początek.
Reklama
Jestem dumny z naszych krakowskich teatrów instytucjonalnych, bo każdy z nas godnie stara się nieść pomoc. Serce pęka kiedy widzi się ogrom cierpienia braci Ukrainy. Obrazki Muriupola, Chersonia czy Charkowa przypominają te z Powstania Warszawskiego i najgorszych koszmarów.
I pomyśleć, że jeden człowiek, którego nazwanie bydlakiem byłoby najlżejszym określeniem, zamienia życie milionów ludzi w piekło. Nie ma słów wściekłości na Rosję, bo kiedy przypominam sobie kilka spotkań i zdarzeń z pracy w rosyjskim Teatrze Gonczarowa w Ulianowsku, nie mam słów wybaczania nawet i zwykłym aktorom rosyjskim.
Jest mi za nich wstyd, kiedy wspominam jak jeden z aktorów, w swojej śmierdzącej od rosyjskiego związku radzieckiego garderobie, miał powieszoną wielką makatkę z wizerunkiem Berii. Odważyłem się - bo piłem gruzińską czaczę, a kto pił gruzińską czaczę wie, że odwaga po niej iście słowiańska - i powiedziałem, czy wie, że Beria był zbrodniarzem.
Stary jak Stalin aktor (u którego wisiała makatka ruskiego bydlaka) więcej nie chciał ze mną rozmawiać… A mógł zabić, pomyślałem rano. Teatr jest miejscem przesady, ale to jednak życie okazuje się że przesadą jest bardziej nasączone.
Reklama
Wojna w ostatnich latach nikomu z nas się nie śniła. Koszmary nie przychodziły, aż nagle zapukały w nasz sen miesiąc temu. Nie będzie więc bankietu w niedzielę.
Nie poświętujemy 27 marca. Zagramy, i jak wiele krakowskich tego dnia teatrów, część przychodu oddamy dla Ukrainy, dla naszych braci.
A na koniec spektaklu „Kazik, ja tylko żartowałem” nie zaśpiewamy Kazika Staszewskigo „Polska, mieszkam w Polsce”, a hymn „Szcze ne wmerła Ukrajiny ni sława, ni wola”. Chwała ich bohaterom! Chwała Ukrainie!