Dowiedziałem się, że w jednej krakowskiej restauracji reklamują… no właśnie, co? „Nie zatrzymuj się w żabce po małpkę”. Wygląda jak reklama ogrodu zoologicznego. Gdyby nie poprzedzająca część zdania „przed robotą”. Okazuje się, że ta reklama jest skierowana do tych, którzy „przed robotą” wypijają małą flaszeczkę wódki. Zamiast tego restauracja proponuje „śniadanie dyrektora”, to jest „turbo zdrową owsiankę z dolewką 50 ml whisky”.
Przede wszystkim reklama sugeruje, że wszyscy piją. Pracownik nie musi się przejmować, że wypija „małpkę przed robotą”, bo dyrektor też pije, tylko coś trochę innego. I podczas śniadania można poczuć się przez chwilę dyrektorem. Możliwe. Ale chyba pięćdziesiątka nie wystarczy. W dodatku whisky. Nie każdy to lubi.
Kiedyś u mojego znajomego fachowiec remontował mieszkanie. Dość długo. W końcu nastąpił finał. Gospodarz był zadowolony. Nawet nie tyle z jakości robót, co z faktu ich zakończenia. Posadził fachowca na fotelu i powiedział uroczyście: „proszę pana, z okazji zakończenia robót zapraszam pana na drinka. To 25-letnia whisky”. Nalał fachowcowi i sobie. Fachowiec zauważył, że gospodarz nie wypił jednym haustem i popijał podobnie. Po chwili zapytał: „Ile pan mówił ta whisky ma lat?” „25” z dumą ogłosił gospodarz. Fachowiec zadumał się. „No tak. Jakby była dobra, to by ją wcześniej wypili”.
Alkohol zawsze był obecny w naszym kraju.
Zauważyłem jednak z przyjemnością, jak zmienia się stosunek do niego, w miarę jak stajemy się bogatsi i bardziej cywilizowani. Ludzie używają alkoholu, by życie było przyjemniejsze. Kiedyś pili, by w ogóle zapomnieć, że żyją.
Przez to, że pojawiły się narkotyki, alkohol zaczyna się traktować, jak normalny napój. Stąd taki, co tu kryć, idiotyczny pomysł by go dodawać do porannej owsianki. Jako dziecko owsianki nie cierpiałem. Teraz już wiem dlaczego. Była postna.
To, że ktoś proponuje owsiankę z whisky, można uznać za wygłup. Ale jest to niczym, przy pomyśle skopiowanym z zachodu, bodajże z USA.
Może tytułem wstępu złożę oświadczenie: nie jestem abstynentem.
A jako człowiek młody, może w to trudno uwierzyć, ale kiedyś taki byłem, abstynentem nie byłem w najmniejszym stopniu. Raz w życiu, na początku mojej drogi zawodowej, wystąpiłem na scenie pod wpływem i to w wyniku pomyłki, potem już nigdy nie. Oczywiście sporo moich kolegów występowało pod wpływem. Czasem było widać, czasem nie. W każdym jednak przypadku podstawowym zadaniem artysty było ukrycie stanu, w jakim się znajduje. Czasem się udawało, czasem nie. Wysiłek włożony w to, by zamazać fakt stanu, w jakim się artysta znajduje, był niejednokrotnie tak duży, że już nie starczało sił na manifestację jego scenicznego talentu. Tak było. I do tego przywykłem. I to przyjąłem za normę.
Ale świat mnie wyprzedził. Czytam bowiem, że powstał program telewizyjny, w którym wykonawcy mają pić alkohol – jak rozumiem na wizji – i potem coś opowiadać. Stacja nazywa się Comedy Central, czyli program ma być rozrywkowy. A program z angielska nazywa się „Drunk History”. Muszę taki program obejrzeć. Na wszelki wypadek wcześniej najem się owsianki. Bo trzeźwy pijanego nie zrozumie.