Dzięki szczepionkom i lekom na covid-19 życie powróci do normalności, ale nowej. Część ludzi przestanie jadać w restauracjach. Wiele firm nie będzie wysyłać pracowników w odległe rejony świata na kilkugodzinne spotkania biznesowe, bo to będzie można załatwić zdalnie. Kraków przestanie być prawdopodobnie turystyczną monokulturą.
Reklama
Doktor Marcin Kędzierski, ekonomista i ekspert polityki publicznej z Klubu Jagiellońskiego, w rozmowie z Life in Kraków podsumowuje mijający właśnie rok od momentu pojawienia się pandemii.
Siadaj, dwója! Ale z plusem...
Polską politykę zarządzania epidemią nasz gość ocenia jak na razie na dwóję z plusem. Do tego przewiduje, że epidemia może znowu uderzyć ze zdwojona siłą.
"W przeciwdziałaniu skutkom gospodarczym pandemii poradziliśmy sobie całkiem nieźle, co podkreślają również zagraniczni eksperci. Ale z zarządzania restrykcjami, czyli jak państwo wpływało na zachowania obywateli, jest dwója od Marcina Kędzierskiego. A ten plus za wiosnę – pierwsze przypadki pojawiły się u nas około trzy tygodnie po tym, co widzieliśmy w Hiszpanii i we Włoszech. Dlatego był czas na reakcję i tak naprawdę nie mieliśmy wtedy fali epidemii."
"Latem już wiedzieliśmy o nadciągającym jesiennym niebezpieczeństwie wielu zakażeń, ale nie przygotowaliśmy się. Było spóźnienie z wprowadzaniem restrykcji o co najmniej dwa tygodnie i liczba zachorowań poszybowała w górę."
Reklama
„Zaufanie zbudowane w pierwszym okresie pandemii polski rząd roztrwonił w późniejszych miesiącach. Nie było też przygotowania legislacyjnego na to, co działo się w październiku. O ile wiosenne zaskoczenie i bezradność można wszędzie na świecie zrozumieć, o tyle trudno znaleźć usprawiedliwienie dla niedbalstwa w jesieni - rozporządzenia pisane na kolanie za pięć dwunasta.”
Za największy problem nasz gość uważa nie wprowadzenie stanu nadzwyczajnego przewidzianego w konstytucji.
Jaki kraj świeci przykładem w walce z pandemią?
Kraje Dalekiego Wschodu mogły wprowadzić u siebie śledzenie obywateli, monitorowanie ich zachowań, więc władze nie musiały wprowadzać restrykcji ograniczających swobodę przemieszczania się czy działalności gospodarczej. W krajach europejskich nie było zgody na takie działania, więc pozostały restrykcje.
Reklama
Strach ważniejszy niż słuchanie rządu
Z obserwacji Marcina Kędzierskiego wynika, że strach jest silniejszą emocją niż słuchanie rządu.
"To strach wiosną zatrzymał Polaków w domach. Ale kiedy w październiku rząd nałożył ograniczenia na swobodę przemieszczania się, to dopiero pod koniec miesiąca Polacy ograniczyli mobilność, bo zobaczyli statystyki zachorowań i przestraszyli się, że choroba może także ich dotknąć. Teraz przestaliśmy się bać i testujemy sprawność państwa w egzekwowaniu rozporządzeń. To widać na przykładzie restauracji, które się otwierają."
„Pojawiła się taka opowieść, że pandemię zamkniemy w 2020 roku, w styczniu 2021 pojawią się szczepionki i wrócimy do normalnego życia. Dzisiaj widać, że to nie jest możliwe i jeszcze długo nie będzie.”
Z drugiej strony jednak – dodaje ekspert Klubu Jagiellońskiego – będziemy musieli nauczyć się żyć z wirusem i restauracje się otworzą, a zmęczony lockdownem klient zwiąże się emocjonalnie z tym lokalem, który otworzy się wcześniej.
ZOBACZ TAKŻE: To oni zaczęli bunt
Reklama
Czy nasze życie będzie znowu wyglądało jak kiedyś?
„Dzięki szczepionkom i lekom życie powróci do normalności, ale nowej. Pewne zachowania się zmienią. Część ludzi już nie wróci do restauracji, ograniczona zostanie turystyka biznesowa. Wiele firm nie będzie wysyłać pracowników w odległe rejony świata na kilka godzin, bo będzie to można załatwić zdalnie.”
To może też dotyczyć Krakowa, który był do tej pory miastem z monokulturą turystyczną. Trzeba będzie sobie zadać pytanie, jak planować rozwój miasta w sytuacji, w której turystyka nie będzie już wyglądał dokładnie tak samo, jak przed pandemią.
Czy jesteśmy gotowi na trzecią falę?
Reklama
Nasz gość podkreśla, że dużo będzie zależało od rozwoju w Polsce brytyjskiej wersji wirusa. Sporo osób miało już kontakt z covid-19. Ale nabycie odporności na tego wirusa, nie jest takie jednoznaczne. Przykładem Czechy, gdzie przetacza się fala za falą. Podobnie to, co się dzieje na Słowacji czy w Portugalii chłodzi trochę optymistyczne nastroje.
Marcin Kędzierski jest więc bardzo ostrożny w przewidywaniach, bo choć nie musimy mieć podobnej sytuacji jak u naszych południowych sąsiadów, to jednak nie możemy i takiego scenariusza wykluczać.