Stanisław Czech, najstarszy i jeden z najlepszych fryzjerów w Krakowie wciąż w świetnej formie. Po kilku latach od naszej pierwszej wizyty postanowiliśmy sprawdzić jak daje radę w czasach inflacji i rosnących kosztów.
Reklama
Pan Stanisław ma już 83 lata, ale o emeryturze nie myśli. Nadal pracuje w zawodzie i na brak klientów nie narzeka. Owszem troszkę ruch zmalał, ale obecnie przy rosnących kosztach dotyczy to niemal wszystkich usług.
Możliwe, że jest najstarszym fryzjerem męskim w Polsce . A jak to wszystko się zaczęło?
Zaczął w 1954 roku! (poniżej przypominamy nasz archiwalny film). Pracował na placu Kossaka, Karmelickiej i Starowiślnej, aż w końcu osiadł na ulicy Dietla.
Stanisław Czech, strzyże i goli od 1954 roku:
Zawsze przybywają nowe twarze, młodzi się nawzajem polecają. Jak ich pytam, ile myślą, że jestem w zawodzie, stawiają, ze tak około 30 lat. Strasznie się dziwią, gdy mówię, że dwa razy tyle. Sam się czasem zastanawiam, jak to się stało!
Gdzie tkwi źródło fenomenu? Pan Stanisław mówi, że chodzi o jego dokładność.
Reklama
Brzytwa rzecz jasna tu jest, ale mniej używana, niż kiedyś. Dawniej strzygło się nią całą głowę, a nie tylko cieniowało fragmenty. Niby fryzjerstwo męskie, nienarażone na wielkie zmiany, a jednak strzyże się inaczej. Także w armii, gdzie dziś – opowiada nasz rozmówca - niższych stopniem robi się po prostu na jeża, a wyższych – według ich uznania.
Zapisuje na kartce nazwiska słynnych klientów (wspomina, że strzygł się u niego m.in. kardynał Dziwisz), ale bez żadnej kartki pamięta tych, którzy wracają do niego np. po 20 latach. I potrafi wyliczyć, że jest (dokładnie) czterech panów, których strzyże (dokładnie) od 54 lat. Co ciekawe, rzadko zadaje klientom pytania.
Sam zakład też ma klimat. Nie siedzisz na zwykłym, lecz – uwaga - dentystycznym fotelu. W czasach PRL-u ciężko było o porządne krzesła, więc pomogła koleżanka stomatolog.
Reklama
Można powiedzieć, że dają klientowi pełne poczucie bezpieczeństwa swoją stabilnością, bo obrócisz się na nich, ale już nie przesuniesz.
Strzyżenie jest jakieś pięciokrotnie tańsze, niż to w barber shopie. W czasie jednej wizyty u barbera, pan Stanisław machnie już pewnie z kilka fryzur. Tak więc każdy amator męskiego fryzjerstwa wybierze, którą z tych opcji woli. Pan Stanisław nie ucieka, bo dopóki nie zawodzą ani ręce, ani mózg, nie ma zamiaru nudzić się w domu.