Niektóre swoje skarby znalazł na śmietniku i wcale się tego nie wstydzi. Szczególnie upodobał sobie meble z okresu PRL-u. - Zawsze miałem takie marzenie, żeby mieć stół i sześć krzeseł. Miały być one albo w jednej tapicerce albo w jednym drewnie. Po niecałych trzech miesiącach okazało się, że mój stół ma już dwanaście krzeseł... - opowiada Daniel Stoiński. Jest renowatorem, tapicerem i prowadzi własny sklep. Dziś klienci ustawiają się do niego w długiej kolejce. Jak to się stało, że obśmiewana meblościanka została wyciągnięta z przysłowiowego lamusa?
Reklama:
Wszystko zaczęło się dość lekkomyślnie...
Daniel: Pojechałem na jedną giełdę, drugą giełdę, tu kupiłem, tam kupiłem. Wszystko mi się tak podobało, że chciałem to mieć. W końcu tych rzeczy zrobiło się zbyt dużo. Tak powstał mój sklep.
Samo zainteresowanie starociami pojawiło się jednak znacznie wcześniej.
Daniel: Podobno rodzice bardzo bali się ze mną wchodzić do sklepów z antykami, ponieważ zawsze bardzo ochoczo lądowałem na jakiejś szybie. Bali się, że z takim samym impetem wkroczę do sklepu z cennymi meblami i już będzie po majątku (śmiech).
Od maleńkości miałem ciekawość wobec starych przedmiotów. Oczywiście wychowałem się też w czasach, kiedy na szkolnych korytarzach modne były wymiany karteczek czy pokemonów, ale do dziś posiadam także stary album ze znaczkami mojej mamy czy swoją kolekcję kart telefonicznych.
Później, gdy przyjechałem do Krakowa, pomogła mi moja ciocia, która prowadzi antykwariat na Kazimierzu. I choć ona ceni sobie znacznie starsze przedmioty, głównie przedwojenne, to zaciekawiła mnie i dała podstawową wiedzę.
Kupno mebli to przecież jednak zupełnie coś innego niż ich renowacja.
Jakiś czas później pojechałem na giełdę i znalazłem fotele, które po włożeniu do samochodu, okazały się być bardzo nieprzyjemne w zapachu. To był, jak się później okazało - zapach mysich odchodów, które są jeszcze bardziej intensywne niż kocie. Wtedy wiedziałem już, że trzeba będzie absolutnie wszystko zerwać i niejako nałożyć na nowo. Postanowiłem dać tym fotelom drugie życie.
Wówczas na rynku japońskim w jednym czasie otwierała się znana wszystkim firma IKEA, ale również wielka firma zajmująca się sprzedażą vintage designu pochodzącego z lat 50-tych, 60-tych, 70-tych i 80-tych z całej Europy.
Patyna.pl dostała wtedy duże zlecenie, moje fotele były na konferencji otwarcia tego sklepu i ostatecznie sprzedały się do Japonii. Na fali tego sukcesu stwierdziłem, że zdecydowanie w to idę, ale z jednym założeniem - te projekty mają wychodzić z mojej pracowni w oryginalnej formie, nie będę przerabiał mebli, a moim zadaniem jest przywrócenie świetności projektom już istniejącym.
Reklama
Kiedy meble z okresu PRL-u znowu stały się modne?
W momencie, kiedy przyjrzeliśmy się tym projektom. Wbrew pozorom, obiekty, które powstawały w tamtych czasach są wykonane z bardzo dobrych materiałów. Współczesne meble, które znamy z sieciówek, są zrobione w znacznej większości z płyt pilśniowych, z wiór. Jeśli chcielibyśmy je rozwalić siłą, to tak się stanie. Krzesła i fotele z okresu PRL wykonywano z drewna i tarcicy np. bukowej.
To oznacza, że zarówno konstrukcja jak i stelaż są drewniane. Te meble wytrzymały czterdzieści, pięćdziesiąt, sześćdziesiąt lat i poddane dobrej renowacji przetrwają drugie tyle. Wyposażenie wnętrz z tego okresu zyskało na popularności i wartości, kiedy nadeszło nowe pokolenie, które było gotowe, by spojrzeć na nie jak na projekt.
Jak pozyskujesz meble do renowacji?
Teraz nie jestem już incognito. Pojawiłem się w jakichś publikacjach, prowadzę od czasu do czasu warsztaty… Jak chcę kupić jakieś meble, to nie są one już niestety w okazjonalnych cenach. Ma też to swoje dobre strony - wiele osób pisze do mnie z prośbą o radę. Pomagam dlatego, że ktoś kiedyś pomógł mi i nauczył wszystkiego od podstaw, bo nie mam w tym kierunku wykształcenia.
Teraz jest już trudniej kupić dobre projekty w niskich cenach, ale zdarzają się jeszcze perełki na OLX, Allegro czy innych portalach. Zdarzają się też takie sytuacje, że ktoś likwiduje mieszkanie i kontaktuje się ze mną. Ogrom takich mebli można również kupić na targach staroci
Bardzo dużo mebli znalazłem też przy altanach śmietnikowych. To jest w ogóle super zabawa, gdy się idzie w nocy przez Azory i nagle się widzi na śmietniku projekt, który po odnowieniu kosztuje trzy tysiące złotych, np. fotel Lejkowski i Leśniewski z Krakowskich Fabryk Mebli. On sobie tam stoi i mijają go tłumy absolutnie nieświadome tego, co tam leży.
U nas nie uczy się o projektach, kończy się to tak, że wyrzuca się absolutnie klasyczne modele na śmietnik. Z tym też trzeba uważać, bo jest na przykład teraz ogromna plaga pluskiew, ale mam na to swoje metody.
Reklama
Masz dużą konkurencję w tapicerstwie?
Kiedyś były zawodówki (powróciły nawet!) , więc mamy trochę osób, które są wykształcone w tym kierunku, ale często nie praktykują tego zawodu. Równocześnie mamy Mistrzów, którzy mają te sześćdziesiąt, siedemdziesiąt, osiemdziesiąt lat - ich przygoda z tapicerstwem powoli dobiega końca.
W efekcie praktykujących tapicerów jest niewielu. Na początku sam byłem w szoku, że terminy do specjalisty rozpoczynają się od około trzech miesięcy wzwyż. Dziś sam mam taką listę oczekujących.
Co cię kręci w meblach z czasów komuny?
Myślę, że do mebli historycznych jeszcze dojrzeję, ale w tych powojennych podoba mi się to, co jest bezpośrednim łącznikiem ze współczesnością. Kiedyś budowano bardzo wiele mieszkań i to do nich były projektowane meble. Mieszkania te zwykle były małe, a więc meble też musiały być ergonomiczne.
Dzięki temu możesz je wstawić do każdego pomieszczenia. One absolutnie pasują do tamtych wnętrz, dobrze prezentują się obok meblościanki, ale też świetnie wyglądają na tle nowoczesnej ściany, która jest tylko betonem. Więc nie dość, że są małe i zgrabne, to jeszcze w swojej formie bardzo uniwersalne!
Wspomniałeś o ignorancji właścicieli. To jak rozpoznać, że ma się w domu skarb?
Przede wszystkim, warto zwrócić uwagę na to, z czego mebel został wykonany.
Fajnie byłoby, gdyby ludzie mieli świadomość tego, co posiadają i przyglądali się także polskim projektom, które także są świetne. Niektórzy to czują inni mniej, jedni chcą mieć wnętrze z oryginalnymi dodatkami, inni nie.
To jest też kwestia tego, czy ktoś czuje tę idę “reuse”, czy nie. Warto zastanowić się, czy chcemy wydawać pieniądze na nowy mebel, skoro mamy już sprawny istniejący.
Dużo się teraz mówi o zmianach klimatycznych. Jest nawet taka moda, że np. nie chodzimy tylko do sieciówek, ale także odwiedzamy lumpeksy. Jeżeli mamy kupić mebel, który nie jest zrobiony z drewna i mieć świadomość, że producent wyprodukował go tak, aby za trzy lata wrócić do niego i kupić nowy, to warto się zastanowić nad zasadnością takiego działania.
Czy dostrzegasz jakieś wady swojej profesji?
Wybrałem sobie najgorszą opcję kolekcjonowania, bo filiżanki można owinąć w folię bąbelkową i schować do szafy, z meblami już jest trochę gorzej. Marzy mi się, żeby posiadać taką wielką halę, a w niej ścianę która będzie działała jak automat z batonami.
Wciskasz A8 i ze ściany albo z podłogi wysuwa się jakieś krzesło. Wciskasz A5 i już oglądasz inne. Także jeśli ktoś się zajmuje zaawansowaną robotyką, która zapewnia możliwość wysuwania mebli ze ścian, to niech się ze mną skontaktuje, bo musimy dograć “deala”!