Nie wiadomo jak powstał. Trwają spory - kiedy. Pewne jest tylko jedno – na świecie nie istnieje żaden inny obraz, o tak niezwykłych właściwościach. Dla Chrześcijan Całun Turyński jest dowodem na mękę Jezusa Chrystusa. Badacze od stu lat próbują potwierdzić, lub wykluczyć autentyczność płótna. Po powołaniu Polskiego Centrum Syndonologicznego, dostęp do badań (i samego całunu) mają też naukowcy z Krakowa.
30 lat temu wydawało się, że fałszerstwo zostało udowodnione. Próbki całunu zbadano metodą węgla radioaktywnego c14, czyli spalono je, a później na podstawie badań popiołu, oceniono wiek płótna. Trzy laboratoria, niezależnie od siebie, orzekły, że próbki pochodziły z przełomu XIII i XIV wieku, czyli okresu, od którego istnienie całunu jest historycznie udowodnione.
Sprawa zakończona? Niekoniecznie.
Reklama
Próbki płótna pobrano z lewego górnego rogu. Miejsca, które przy prześwietlaniu promieniami Rentgena (a także promieniowaniem o innych widmach) wygląda zupełnie inaczej, niż reszta. Całun mógł być w przeszłości reperowany, w oryginalne lniane włókna mogły być wplecione włókna bawełny (znajdują się one w tej części całunu).
Pozostałe wskazówki wydają się potwierdzać domniemane miejsce i czas pochodzenia relikwii. Materiał utkano w charakterystyczny dla I wieku naszej ery sposób, znaleziono na nim pyłki roślin, występujących na bliskim wschodzie, wiele wczesnych obrazów Chrystusa (szczególnie wschodnio-chrześcijańskich) jest zadziwiająco podobnych do obrazu z całunu.
Nawet jeśli to wszystko mylne tropy – zagadka wciąż jest niezwykle interesująca. Średniowieczny fałszerz - autor wizerunku musiałby być geniuszem nie tylko wyprzedzającym o wieki swój czas, ale i współczesność. Naukowcy do dziś nie mają pojęcia, w jaki sposób całun powstał i nie są w stanie wykonać kopii o identycznych właściwościach.
Nie ma wątpliwości, że całunu nikt nie namalował. Nie ma na nim śladów pędzla. Włókna zabarwione są tylko powierzchniowo, farba musiałaby wsiąknąć znacznie głębiej. Nie ma też wątpliwości, że płótnem owinięte były zwłoki człowieka katowanego przed śmiercią. Ślady krwi (bez wątpienia to krew) zwierają wysokie stężenia kreatyniny i ferrytyny, związków charakterystycznych dla organizmów z bardzo poważnymi, wielonarządowymi urazami.
Najbardziej zagadkowy jest jednak sam wizerunek z całunu. Naukowcy podejrzewają, że mógł powstać na skutek jakiegoś promieniowania, ewentualnie reakcji chemicznej. Wciąż nie wiadomo jednak, jakie promienie lub chemikalia mogłyby wywołać podobny efekt.
Reklama
Szczególnie, że obraz z całunu jest negatywem. Jak klisza analogowego aparatu. To, co czarne jest tu białe, co białe – czarne. Mało tego, kilkadziesiąt lat temu odkryto, że wizerunek zawiera w sobie dane pozwalające odtworzyć trójwymiarowy obraz postaci. Żadne inne „zwykłe” zdjęcie nie ma takich właściwości.
Poniżej zapis mojej rozmowy z jednym z członków centrum, profesorem Akademii Górniczo-Hutniczej Wojciechem Kucewiczem.
Rafał Nowak-Bończa: Zacznijmy od początku. Czym w ogóle Całun Turyński jest?
Prof. Wojciech Kucewicz: Według tradycji jest płótnem, którym został owinięty Jezus Chrystus.
Według tradycji. A czym jest naprawdę?
Czym jest naprawdę, trudno powiedzieć. To jest obiekt historyczny, na którym widzimy obraz postaci. Na całunie są też widoczne ślady krwi, które dokładnie odpowiadają temu, co jest napisane w Ewangelii.
Reklama
Być może ktoś w średniowieczu dokładnie przeanalizował Ewangelię i zrobił coś takiego? Mógł na tym świetnie zarobić.
Przede wszystkim musiał jednak wiedzieć, jak to zrobić, prawda? Nie ulega wątpliwości, że w ten całun było owinięte ciało ludzkie. Człowiek z takimi ranami, jak Jezus Chrystus, tak samo krzyżowany, tak samo biczowany. Poza tym, oprócz śladów krwi na tym całunie jest też obraz człowieka. Pytanie, jak to zostało zrobione? To jest wielkie wyzwanie, bo wciąż nie wiemy. My do tej pory nie wiemy, jak ten obraz powstał.
Obraz człowieka, czyli co?
Czyli ślad postaci ludzkiej widziany z przodu i z tyłu.
A czy nie zostało to po prostu namalowane?
Na pewno nie. Byłyby widoczne ślady pociągnięć pędzla. To z pewnością nie jest obraz namalowany, wszyscy się co do tego zgadzają. A jeszcze na dodatek, przy okazji badania całunu pojawiają się zaskakujące odkrycia. Takim zaskoczeniem była sytuacja, kiedy zrobiono pierwsze zdjęcie całunu. W roku 1898 Secondo Pia zrobił zdjęcie całunu i podczas wywoływania fotografii stwierdził, że ten obraz na całunie ma charakter negatywowy. To było ogromne zaskoczenie, bo w zasadzie nie znamy takich obiektów historycznych, na których byłyby obrazy negatywowe.
Czyli całun to jakaś forma fotografii? Kliszy?
Można to sobie wyobrazić. I myślę, że właśnie ten fakt był źródłem tak wielkiego zainteresowania całunem, również ze strony naukowców.
Jest jeszcze kwestia trójwymiarowości.
Tak, to jest następne wielkie zaskoczenie, kolejny krok w odkrywaniu tajemnic całunu. Po badaniach grupy naukowców z NASA w roku 1976 okazało się, że ten obraz niesie również informację trójwymiarową. Normalne zdjęcia takiej informacji nie niosą.
Reklama
Czyli jest przestrzeń. Pokazuje się jakby cała przestrzenna sylwetka?
Tak, jak gdyby trzeci wymiar. Głębokość tej sylwetki.
Były też pobierane próbki całunu, badano wiek płótna i okazało się, że próbki pochodzą ze średniowiecza.
Tak, pobrano próbki do badań węglem radioaktywnym c14. Rzeczywiście określono wiek między 1260, a 1390 rokiem. Czyli na lata, w których całun ma już udokumentowaną historię. Z tymi badaniami jest jednak pewien problem. Z jednej strony trudno stwierdzić, że popełniono tu błąd, odczyt prawdopodobnie jest prawidłowy. Natomiast z drugiej strony, gdy zaczynamy się zastanawiać nad tym, skąd pobrano próbki, zaczynają się wątpliwości. Otóż te próbki pobrano z lewego górnego rogu całunu.
Reklama
W tym obszarze całun był zniszczony, niewykluczone, że był też reperowany. Być może dokładano do starego splotu jakieś dodatkowe włókna. Jest jeszcze jedna rzecz, na którą trzeba zwrócić uwagę i na którą zwracają uwagę badacze. Na wykonanych przez naukowców z NASA zdjęciach ewidentnie widać, że ta część całunu troszkę inaczej wygląda, niż cała reszta. Przy prześwietlaniu promieniowaniem rentgenowskim tamte obszary są odrobinę jaśniejsze (a więc bardziej gęste), przy innych widmach promieniowania widać, że tam pojawia się inny kolor.
Czy przy obecnym stanie wiedzy jest możliwe zrobienie takiego wizerunku, takiej kopii, na takim płótnie? Obrazu, który niósłby ze sobą wszystkie zawarte w całunie informacje. Czy my teraz jesteśmy w stanie zrobić coś takiego?
Nie, nie jesteśmy w stanie. Są różne hipotezy, można sobie wyobrazić, że te zaciemnienia, które się tutaj pojawiły, musiały mieć jakieś źródło. Być może było to jakieś promieniowanie, chemia, czy bombardowanie cząstkami. Natomiast, zawsze gdy próbujemy coś takiego odtworzyć, okazuje się, że rzeczywiście te zaciemnienia powstają, ale inne właściwości tego obrazu nie zgadzają się z oryginałem. Przed nauką jest jeszcze wiele rzeczy do zbadania.