W ŻYCIU

Ciągle ktoś zagląda w to okno i chce poznać jego sekret

opublikowano: 4 SIERPNIA 2020, 05:46autor: Karolina Gawlik
Ciągle ktoś zagląda w to okno i chce poznać jego sekret

Robisz coś od 40 lat, jesteś w tym mistrzem, a nigdy nie wiesz, jaki będzie końcowy efekt. Tak jest z robieniem skrzypiec. Skrzypce to tajemnica - raz wychodzi dźwięk, jak od Stradivariego, innym razem jak z kapeli góralskiej.  Od lat tę zagadkę próbuje rozwiązać w Krakowie człowiek, bez którego ciężko wyobrazić sobie plac Wolnica.

Reklama

Filharmonia, opera, szkoły muzyczne, orkiestry… Kraków musi mieć człowieka, który naprawia i robi skrzypce.  Na świecie jest ich naprawdę niewielu, w naszym mieście kilku. Wśród nich Stanisław Kurkowski, w zawodzie od 40 lat. Mimo że wychowywał się w domu nestora lutnictwa, bał się otworzyć własną pracownię. Nie dlatego, że skrzypce to najtrudniejszy instrument do zrobienia. Chodzi o muzyków. Oni są wymagający, zakochani w swoich instrumentach.

Nie można im się dziwić. Skrzypce są tak intrygujące, że nawet najlepszy lutnik nie pozna ich tajemnicy.

Taki przykład: robisz pięć instrumentów z tego samego bloku drzewa, a każdy brzmi inaczej. Liczy się najdrobniejszy szczegół: najmniejszy ruch dłutem, myśli i humor lutnika oraz… no właśnie tego nie wiadomo. Pan Stanisław eksperymentował, ale idealnego przepisu znaleźć się nie da.

Ma to swój urok. Skrzypce powstają trzy, cztery miesiące, samo lakierowanie trwa półtora, a lutnik do końca nie wie, czy zabrzmią. Wymarzony dźwięk, to dźwięk stary. Jak z 400-letniej belki, którą kiedyś pan Stanisław znalazł na Kanoniczej.

„To były instrumenty życia, ale na ten życiowy wciąż czekam” – mówi. Chociaż z tymi starymi belkami to też niewiadoma. Innym razem nasz lutnik wziął drewno wyniesione podczas pożaru z Jamy Michalika. Wyszły skrzypce... góralskie. 15 lat czekały w pracowni na chętnego. Był nim muzyk z góralskiej kapeli.

Skrzypce są nie tylko tajemnicze. Zapamiętują. Lutnik może zrobić najpiękniej brzmiący instrument, ale jeśli muzyk nieodpowiednio go rozegra, dźwięk straci to coś. Czują. W trakcie pracy lutnik musi być uważny, skupiony, wejść w nie na sto procent.

Reklama

Najważniejszy instrument, jaki naprawiał, to skrzypce ucznia Stradivariusa. Były warte jakiś milion złotych. Każde jednak są wyjątkowe, bo niosą za sobą historię. Była skrzypaczka ze Lwowa, która przyniosła skrzypce z dziwnie wyglądającym drewnem. Jakby spędziły wiele lat w zamknięciu. Pan Stanisław je naprawił, ale nie dawało mu to spokoju.

Przy odebraniu okazało się, że ich właścicielem był dziadek dziewczyny. Miał te skrzypce na froncie, gdy walczył podczas wojny. Zabierał je nawet do okopu. Kiedy zmarł, trafiły z nim do trumny. Wnuczka okazała się talentem, więc rodzina stwierdziła, że powinny do niej wrócić. Nie przyznała się od razu z obawy przed tym, że nikt nie będzie ich chciał naprawić.

Reklama

Do pracowni na plac Wolnica przychodzą wszyscy grający – i amatorzy, i muzycy z zagranicy. Ostatnio wpadł jeden z Wiednia, miał koncert w filharmonii, przed wyjazdem chciał odebrać skrzypce z naprawy. Pan Stanisław zaczął pracę o godz. 11, skończył o 3 nad ranem. Zdążył. Turyści zaglądają przez szybę non stop. Lutnik z Kazimierza nie może jednak poświęcać im czasu. Straciłyby na tym instrumenty, a one są tu najważniejsze.

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Możecie Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies.

Polityka Prywatności