Hevre to miejsce, którego lokalizacja jest symboliczna. Znajduje się na rogu ulic Bożego Ciała i Meiselsa - na styku dwóch tradycji: żydowskiej i krakowskiego Kazimierza. Tu kultury spotykają się, by ze sobą korespondować na przykład w kuchni.
Gdy byliśmy tam po raz pierwszy powstanie kuchni było jeszcze w fazie konceptualnej – właśnie stało się faktem. Mieliśmy okazję spróbować kliku autorskich dań i jedno można powiedzieć z całą pewnością – jest to kuchnia oryginalna, nawet jak na krakowski Kazimierz, choć równocześnie cały czas nawiązuje do tradycji i stara się z nią korespondować. Sami właściciele podkreślają, że przede wszystkim ma być to kuchnia "szczera i prawdziwa".
Autorska karta dań przygotowana przez Marka Rusińskiego, Adama Kubisza i Alberta Korzenia nawiązuje do smaków dawnej Galicji. Tematem przewodnim są dania wykorzystujące niedoceniane części mięsa jak uszy, ozory, czy przepona (może i brzmi odpychająco, ale miałam okazję spróbować tej ostatniej i była przepyszna), na pochwałę zasługuje także świetnie przygotowany pasztet z serc wołowych.
Kucharze będą wędzić i kisić na miejscu, bo w kuchni nie ma miejsca na półśrodki. Jest za to miejsce na różne inspiracje – tak na przykład żur na domowym zakwasie powstał na podstawie przepisu babci Adama Kubisza, hummus został rozebrany na czynniki pierwsze i wyszło z tego ciastko z mąki z ciecierzycy, a krupnik z lodami jest po prostu autorskim ciastem Pani Teresy Żakowskiej.
Budynek, w którym mieści się lokal powstał pod koniec XIX wieku jako żydowski dom modlitewny. Po II wojnie światowej stał się siedzibą zespołu Pieśni i Tańca „Krakowiacy” i pełnił tę funkcję aż do 2006 roku. Następnie był tam klub, teraz przyszedł czas na Hevre, które cały czas nas zaskakuje.