Zajmuje to kilka godzin, kosztuje kilkadziesiąt złotych, satysfakcja, że samemu zrobiło się piwo (znacznie lepsze, niż to w sklepie) jest bezcenna. Jasne – są też minusy, brzeczka (to coś, z czego później powstanie piwo) śmierdzi, kipi, jest mnóstwo sprzątania, żona narzeka, a dzieci pytają, kiedy w domu będzie można normalnie oddychać. Ci, którzy choć raz spróbowali, wiedzą jednak, że „plusy ujemne” nie przewyższają tych „dodatnich”. Poza tym, to szpan – pochwalić się przed kolegami własnoręcznie uwarzonym trunkiem.
Nie ma jednego przepisu na piwo, tak jak nie ma dwóch jednakowych domowych trunków. Każdy szczegół ma znaczenie i może radykalnie zmienić smak. A, że w kuchni, ewentualnie piwnicy, nie sposób dopilnować procesu, tak jak w profesjonalnym browarze, warto pójść na żywioł, eksperymentować, a nuż wyjdzie coś naprawdę niepowtarzalnego.
Przepis (teoretycznie) prosty
Piwo robi się z wody, słodu i chmielu. Po uwarzeniu dodaje się jeszcze drożdże, które w dwa tygodnie z płynu nie nadającego się do picia potrafią zrobić świetny trunek. Ale po kolei. Na początku domorosły piwowar powinien ześrutować słód (ześrutować czyli zemleć – na przykład w starym młynku do kawy). Dobra wiadomość dla piwowarów leniwych, ewentualnie nie posiadających odpowiedniego sprzętu jest taka, że w większości sklepów piwowarskich można kupić słód już ześrutowany, gotowy do zacierania. Tak przy okazji - słód to zasuszone w momencie kiełkowania ziarna zboża. Do kupienia jest kilkadziesiąt rodzajów słodu, z każdego wyjdzie inne piwo.
Od brzeczki do piwa
Ześrutowany słód (około 5 kilogramów na garnek o pojemności 25-30 litrów) wsypujemy do wody o temperaturze około 62-72 stopni (bez specjalnego termometru ani rusz), po czym spokojnie możemy iść na kawę (lub na piwo), zanim z wody i słodu powstanie zacier – minie około godziny… Później trzeba zacier przefiltrować, czyli oddzielić zamoczone ziarna, od płynu. Tak powstaje brzeczka. Tę powinniśmy zagotować, dodać chmiel (kilka dekagramów, zależy od stylu) i znowu odczekać godzinę (im dłużej gotujemy, tym więcej goryczki). Piwo właściwie jest już gotowe. Pozostaje tylko je wystudzić, dodać drożdże (1 opakowanie drożdży piwowarskich jest w sam raz) i odstawić – najlepiej w chłodne miejsce – na dwa tygodnie.
Nie zawsze udaję się idealnie, ale – jak powiedział mi Szymon Natanek z Polskiego Stowarzyszenia Piwowarów Domowych – nawet te średnio udane warki (czyli partie warzonego piwa) są znacznie lepsze, od tego, co można kupić w hipermarkecie.