Kto obejrzy film, na pewno zauważy, że Hubertowi brakuje trochę powietrza. To dlatego, że rozmawialiśmy na wysokości 3 tys. metrów. Uwierzcie mi, drugi raz nie wpadnę na taki pomysł. Po kilku minutach od wejścia, poczułam się jakby mi się wnętrzności skurczyły.
Dostałam pulsoksymetr, żebym zmierzyła sobie poziom nasycenia tlenem krwi. W normalnych warunkach wynik powinien zawierać się w granicach 95-98%. Mnie po kilku minutach wartość spadła do 84%. Podczas nagrania Zigi, mój operator zaległ na podłodze w pozycji horyzontalnej, a po godzinie spędzonej z kolarzami na wysokości 3 tys. metrów i powrocie za drzwi Hypointu był… bardzo pobudzony.
Strefa Hypoint powstała w 72D, czyli większości już znana hala crossfit na Zakopiańskiej. W środku zbudowano szczelne pomieszczenie, które na pierwszy rzut oka nie różni się od zwykłej salki treningowej.
Kluczowe jest niedotlenienie
O ile mnie nie okłamano, to największa w Europie komercyjna strefa do treningu niskotlenowego wykorzystujący hipoksję. W dużym uproszczeniu to niedotlenienie tkanek. Trening wysokościowy wykorzystuje efekt hipoksji od dziesiątek lat. To najpopularniejsza metoda zwiększania wydolności tlenowej organizmu w warunkach obniżonego ciśnienia atmosferycznego. Sportowcy wyjeżdżają trenować w góry, żeby wymusić na organizmie konkretne efekty – przy lekkim niedotlenieniu, organizm musi się zaadaptować. Zwiększa się wydolność płuc i serca, przez co, po powrocie z gór organizm jest bardziej wytrzymały. To zwiększa szanse na zwycięstwo.
Taniej niż w Alpach
To rozwiązanie może okazać się bezkonkurencyjne, ponieważ godzina treningu w strefie Hypoint kosztuje 100 zł. Żeby osiągnąć efekt, treningi muszą odbywać się 2-3 razy w tygodniu przez około miesiąc. Po tym czasie osiąga się lepszą adaptację organizmu i znacznie zwiększa się jego wydolność. Szybko można przekalkulować, że zorganizowanie treningu w górach dla drużyny, to znacznie droższa zabawa, niż miesięczny trening w Hypoint.