W OPINII

Kto wygra wybory prezydenckie? Decydujący będzie jeden czynnik

opublikowano: 21 MAJA 2025, 08:09autor: Daniela Motak
Kto wygra wybory prezydenckie? Decydujący będzie jeden czynnik

Rafał Trzaskowski, popierany przez Koalicję Obywatelską, wygrał pierwszą turę wyborów prezydenckich z niewielką, niespełna dwuprocentową przewagą nad Karolem Nawrockim, kandydatem Prawa i Sprawiedliwości. Trzeci wynik należy do Sławomira Mentzena, który dostał 15 procent głosów, czwarty - sześcioprocentowy - do Grzegorza Brauna. Druga tura głosowania odbędzie się 1 czerwca.  “Rozstrzygną ją wyborcy, którzy głosowali na radykałów, młodzi i ci, którzy nie głosowali” - mówi Life in Kraków prof. Janusz A. Majcherek, socjolog i publicysta.

Reklama
 

Coś Pana zaskoczyło po ogłoszeniu wyników głosowania w pierwszej turze wyborów prezydenckich? 

Zaskoczeń jest kilka, choć akurat wynik dwóch głównych kandydatów zaskakujący raczej  nie jest, wziąwszy pod uwagę ostatnie przedwyborcze sondaże, które pokazywały, że różnica między Rafałem Trzaskowskim i Karolem Nawrockim topnieje.
 

Ale że stopnieje aż tak?

Przez cały okres kampanii wyborczej wszystkie sondaże pokazywały przewagę Trzaskowskiego, choć sukcesywnie malejącą. Niektórzy więc już na tej podstawie wnioskowali, że różnica będzie tak mała, jak się ostatecznie okazało po głosowaniu w pierwszej turze. Ten wynik odzwierciedla tendencję sondażową i dlatego nie jest  takim zaskoczeniem, jakim jest na przykład wynik Grzegorza Brauna czy Szymona Hołowni.
 

Grzegorza Brauna poparło 6 procent głosujących, Szymona Hołownię nieco ponad 4.

 
Ten pierwszy wynik jest zaskakująco wysoki, ten drugi - zaskakująco niski, a jeszcze na dodatek ten drugi gorszy od tego pierwszego. Inaczej mówiąc - Szymon Hołownia przegrał z Grzegorzem Braunem. To sensacja, która ma spore znaczenie i związek z drugą turą wyborów, bo przecież trudno sobie wyobrazić, by ktokolwiek z wyborców Grzegorza Brauna poparł Rafała Trzaskowskiego. Natomiast elektorat Szymona Hołowni skurczył się do rozmiarów, które - gdyby ten elektorat nawet w całości zechciał poprzeć Rafała Trzaskowskiego - nie wystarczą mu do zwycięstwa w wyborach.

To jest więc duże zaskoczenie, podobnie jak wynik Adriana Zandberga i Magdaleny Biejat, czyli przewaga tego pierwszego nad reprezentantką Nowej Lewicy. To oznacza, że radykalna lewica, reprezentowana przez Zandberga, pokonała lewicę umiarkowaną, związaną z koalicją rządzącą. 

Sondaż: Kto otrzyma Twój głos w II turze? (id: 392)

Reklama
 

Z kolei prawica, cała prawica, zarówno radykalna, jak i ta bardziej centrowa, o ile tak można o PiS powiedzieć, po I turze pokonuje środek, centrum i lewą stronę również. Czy to jest zaskoczenie? 
 

To jest zaskoczenie, szczególnie, jeżeli wziąć  pod uwagę badania i analizy, które wskazywały na postępującą już od wielu lat laicyzację polskiego społeczeństwa, coraz bardziej progresywne nastawienie do kluczowych kwestii światopoglądowych, stosunek do aborcji, spadający udział w praktykach religijnych itd. Na tle tych trendów, pokazujących słabnięcie nacjonalistycznych i klerykalnych postaw w polskim społeczeństwie, wynik osiągnięty przez nacjonalistyczną i klerykalną prawicę, wydaje się być trudny do wyjaśnienia.
 

A co poszło nie tak z Koalicją 15 października? Gdzie towarzyszące październikowym wyborom poczucie jasnej strony mocy? Dlaczego dzisiaj, zaledwie półtora roku po spektakularnym zwycięstwie, koalicja przegrywa? 

Jedna z teorii, dotycząca nie tylko sytuacji w Polsce, stwierdza, że lewica kontestuje, krytykuje i tym samym osłabia liberalne centrum, a na tak zdewastowane pole śmiało wkracza populistyczna prawica. I ta interpretacja wydaje się mieć potwierdzenie w wynikach pierwszej tury wyborów. Mianowicie - zarówno Magdalena Biejat, jak i Szymon Hołownia, nie mówiąc już o Adrianie Zandbergu, który jest formalnie poza koalicją rządzącą, krytykowali Rafała Trzaskowskiego.

Wyciągali słabości w funkcjonowaniu rządu, w którym przecież Trzaskowski nie uczestniczy, jest prezydentem Warszawy, krytykowali go jako wiceprzewodniczącego Platformy Obywatelskiej za to, że koalicja rządząca nie spełnia niektórych obietnic, za co naprawdę Rafał Trzaskowski nie ponosi żadnej odpowiedzialności. Osłabiali w ten sposób dorobek koalicji rządzącej, a tym samym ułatwiali zadanie radykalnym krytykom i wrogom koalicji, a więc - z prawicy Braunowi i Mentzenowi, a z lewicy - Adrianowi Zandbergowi. Nie chcę powiedzieć w ten sposób, że lewica jest winna, czy że lewica i Hołownia są winni słabego wyniku Rafała Trzaskowskiego, tylko raczej to, że oni sami nie uzyskali satysfakcjonujących wyników.
 

Żeby lewicę trochę wziąć w obronę, choć ona pewno tego nie potrzebuje i sama sobie poradzi, można powiedzieć, że lewica mogłaby stwierdzić, że to ona stoi dzisiaj tam, gdzie jesienią 2023 stała Koalicja 15 października. Koalicja i centrum poszły daleko na prawo w tej kampanii wyborczej, a do tego koalicja rzadząca zawiodła w wielu sprawach, w tym - ponosząc fiasko nowelizacji prawa aborcyjnego w Polsce. 


 Wszystkim, którzy choć trochę orientują się w krajowej polityce, wiadomo, że odpowiedzialność za to fiasko ponoszą Szymon Hołownia i Władysław Kosiniak - Kamysz, bo to oni głosowali przeciwko, to oni nie dopuścili do prób nowelizacji ustawy antyaborcyjnej. Co się okazało w rezultacie? Trzaskowski otrzymuje wynik właściwie identyczny, a nawet ciut lepszy niż Koalicja Obywatelska w 2023 roku, natomiast Hołownia i Magdalena Biejat - radykalnie gorszy niż odpowiednio Trzecia Droga i Nowa Lewica. Jeżeli więc wynik wyborów analizować jako wynikający z społecznej oceny rezultatów funkcjonowania Koalicji 15 października, to niezadowolenie wyborców z jej działań spadło przede wszystkim na Hołownię i Biejat.

Tak więc to nie Koalicja Obywatelska poniosła skutki zaniechań czy niepowodzeń Koalicji 15 października, tylko koalicjanci, którzy są za nie odpowiedzialni, a to, nawiasem mówiąc, świadczy o racjonalności, o trafnym osądzie wyborców, bo lewica zablokowała obniżenie składki zdrowotnej dla przedsiębiorców, a z kolei Hołownia z Kosiniakiem zablokowali liberalizację ustawy aborcyjnej. Dwa najgłośniejsze niepowodzenia koalicji rządzącej zostały słusznie zinterpretowane przez elektorat jako obciążające mniejszych koalicjantów, a nie głównego rozgrywającego w koalicji.

Reklama
 

Przed nami druga tura. Już w wieczór wyborczy Rafał Trzaskowski zapowiadał, że zajmie się postulatami dotyczącymi aborcji. Czy nie jest na to już za późno i czy ma to sens teraz, kiedy wszystko tak mocno poszło na prawo? Jak będą wyglądały niespełna dwa tygodnie, które przed nami? 
 

Obaj rywale stoją przed bardzo trudnym zadaniem, ponieważ lewica i Hołownia, a więc potencjalne zaplecze Trzaskowskiego, to około 3 milionów głosów. Nieco więcej osiągnęli Mentzen i Braun, czyli naturalne zaplecze Karola Nawrockiego. Inaczej mówiąc, miliony głosów są i po lewej, i po prawej stronie, sporo ich jest także u radykałów po obu stronach.  Wyzwanie dla obu rywali jest więc podobne - jak przyciągnąć zarówno prawicowych, jak i lewicowych, a szczególnie skrajnie prawicowych i skrajnie lewicowych wyborców jednocześnie, bo przyciągnięcie wyborców tylko z jednej strony nie wystarczy. To  ekwilibrystyczne zadanie. Jak kandydaci się z tego zadania wiążą, jest zagadką. 
 

Co Pana zdaniem może się wydarzyć w drugiej turze?
 

Sztaby wyborcze muszą intensywnie pracować, natomiast pozostali jeszcze wyborcy, którzy nie wzięli udziału w pierwszej turze, a praktyka wyborów prezydenckich w Polsce jest taka, że frekwencja w drugiej turze jest wyższa niż w pierwszej. Od dawien dawna niezmienny jest też  profilu wyborców i rozkład głosów - wieś głosuje inaczej niż miasto, wykształceni głosują inaczej niż niewykształceni, młodzi głosują inaczej niż starsi, ale przede wszystkim - wciąż pozostają różnice regionalne, te osławione bastiony ugrupowań obu rywali.

Zwróciłbym też uwagę na wyniki w największych miastach. W zdecydowanej większości miast wojewódzkich Trzaskowski dostał powyżej 40%. Wynik wyborczy w Krakowie jest dla niego mniej korzystny, wynosi tylko 35%. A Zandberg dostał w Krakowie powyżej 10%. Czy elektorat Zandberga zagłosuje za Nawrockim? Wydaje mi się to skrajnie nieprawdopodobne, prędzej może zdecyduje się zostać w domu i nie głosować w ogóle. No ale to już zadanie dla sztabu wyborczego, żeby o te głosy powalczyć. 
 

Która grupa może więc przesądzić o wynikach drugiego głosowania? Młodzi ludzie, jak ostatnio?


Młodzież, która nadspodziewanie licznie poszła do tych wyborów, też zagłosowała zgodnie z odwieczną już  prawidłowością, mianowicie na radykałów. Wśród najmłodszych wyborców wygrał Mentzen przed Zandbergiem, czyli radykał prawicowy przed radykałem lewicowym. 
 
Badania i analizy od dawien dawna, nie tylko w polskim społeczeństwie, potwierdzają, że najmłodsi wyborcy głosują na najbardziej radykalne ugrupowania i kandydatów, ponieważ przywilejem młodości jest wierzyć, że wszystkie skomplikowane problemy mają proste rozwiązania. Czyli rozstrzygną młodzi, rozstrzygną ci, którzy nie głosowali i rozstrzygną ci, którzy głosowali na radykałów.
 

Co zrobią wyborcy Sławomira Mentzena? To 15 % głosujących, dużo. 
 

Bardzo dobry wynik Mentzena oznacza dla niego obiecujące perspektywy. Jest jeszcze relatywnie młodym człowiekiem, więc jego najlepsza optymalna strategia to przeczekać, po prostu poczekać i podtrzymywać swoje poparcie, bo przecież zadaniem i ambicją Konfederatów jest uzyskanie jak najlepszego wyniku w wyborach parlamentarnych za dwa lata, takich wyników, które pozwolą im współtworzyć rząd. Dlatego w interesie Mencena nie leży popieranie żadnego z tych dwóch kandydatów.

Możliwe, że jego elektorat się jakoś podzieli. W jakich proporcjach? To jest trudne do przewidzenia, ale raczej nie cały poprze Nawrockiego. Gdyby się okazało, że ta część, która poprze Trzaskowskiego i ta, która nie pójdzie do wyborów, uznawszy, że skoro nie mają swojego kandydata, to w ogóle nie będą głosować, to na elektoracie Mentzena Trzaskowski może zyskać. Pierwszy sondaż, który wskazywał na prawdopodobny wynik drugiej tury, daje za mało informacji. 
 

Według tych badań Rafał Trzaskowski mógłby liczyć na około 46% poparcia, a Karol Nawrocki na 44%.
 

Dwupunktowa różnica wskazywałaby, że Trzaskowski jednak zachowuje przewagę, ale z drugiej strony nie jest jasne, jak rozłożą się głosy pozostałych 10%, jeżeli ci wyborcy pójdą do głosowania. Wydaje się, że najbardziej pilne zadanie to mobilizacja niezdecydowanych, nieprzekonanych, tych, którzy nie poszli do pierwszej tury, a pójdą do drugiej, no i oczywiście części tych, którzy głosowali na innych kandydatów. Trzaskowski ma poparcie Magdaleny Bierat i Szymona Hołowni, ale to jednak dalece za mało, żeby te wybory wygrać, nawet jeżeli założymy że elektoraty ich obojga podążą za wskazaniami swoich faworytów.

Ważne są też liczby bezwzględne. Doświadczenia z poprzednich wyborów pokazują, że trzeba przekroczyć 10 milionów głosów, a obu rywalom po pierwszej turze sporo do tego brakuje. Obaj stoją przed, moim zdaniem, porównywalnymi szansami, ale zdecyduje mobilizacja. Jeżeli ona będzie większa w miastach, to będzie działać na korzyść Trzaskowskiego, jeżeli na wsiach, na prowincji, w mniejszych ośrodkach, to pomoże Nawrockiem