W najbliższą niedzielę, 16 marca, w dziesięciu dzielnicach Krakowa, tworzących okręg wyborczy nr 33, odbędą się wybory uzupełniające do Senatu. Krakowianie wybiorą następcę senatora Bogdana Klicha z Koalicji Obywatelskiej, który został chargé d'affaires Ambasady RP w Waszyngtonie. Prof. Janusz A. Majcherek, socjolog i publicysta, przyznaje w rozmowie z Life in Kraków, że spodziewa się znikomej frekwencji: “Być może w poniedziałek wielu wyborców pożałuje, że nie poszło głosować i że wygrał ktoś, z kim się nie utożsamiają”.
Reklama
Daniela Motak: Zostało już bardzo niewiele czasu do głosowania, a można odnieść wrażenie, że nie budzi ono nie tylko najmniejszych choćby emocji, ale nawet zainteresowania. Widzi Pan to w Krakowie?
Janusz A. Majcherek: Tak, te wybory nie budzą zainteresowania i to z co najmniej kilku powodów. Po pierwsze - dlatego, że nie rozstrzygną o układzie sił w Senacie, w którym koalicjanci z obozu rządzącego mają wyraźną przewagę, więc różnica jednego mandatu niczego nie zmieni. Po drugie - wybory uzupełniające do Senatu zawsze mają znikomą frekwencję, wynikającą właśnie z niewielkiego zainteresowania i znów - słaba frekwencja osłabia zainteresowanie.
To znikome zainteresowanie wynika z nieprzyzwyczajenia Polaków do formy głosowania, jaką są wybory uzupełniające do parlamentu. Nawiasem mówiąc, to pokazuje jak absurdalnym, jak niedorzecznym pomysłem, forsowanym przez Pawła Kukiza i innych, był postulat jednomandatowych okręgów wyborczych w wyborach do Sejmu. Bo o ile w Senacie mamy sto miejsc i w związku z tym konieczność przeprowadzenia wyborów uzupełniających jest stosunkowo rzadka, to przy czterystu sześćdziesięciu posłach, odbywałoby się to kilkukrotnie częściej, czyli kilkakrotnie częściej mielibyśmy do czynienia z sytuacją, gdy do wyborów idzie dosłownie kilka procent uprawnionych do głosowania i która to sytuacja, jest, co tu dużo mówić, trochę kompromitująca dla naszej demokracji.
Kilka procent głosujących to jest żałośnie mało. Tak mało, że zdobyty w ten sposób mandat, choć ma oczywiście umocowanie, może wywołać uczucie zawodu?
To bardzo poważny problem. Mianowicie, w Senacie zasiadać będą - zresztą, tak już było w poprzednich kadencjach - senatorowie, którzy uzyskali mandat zupełnie inaczej niż zdecydowana większość pozostałych. Przypomnę, że wybory w październiku miały rekordową frekwencję i chociaż w głosowaniu do Senatu frekwencja była nieco niższa, to jednak grubo przekroczyła 50 procent.
Tymczasem wybory uzupełniające rzadko lub prawie nigdy nie przekraczają 10 procent, jest to więc, nie chcę powiedzieć: gorszy, ale słabiej umocowany rodzaj parlamentarzystów, mających poparcie znikomej części uprawnionych, podczas gdy obok, na ławach w Senacie zasiadają ci, którzy uzyskali w wyborach głosy setek tysięcy zwolenników. To dodatkowy, niewygodny aspekt wyborów uzupełniających, wynikający z ordynacji jednomandatowej, większościowej, ale to nie oznacza, że uważam, że należałoby tę ordynację zmienić.
Nie można też zmienić formuły wyborów uzupełniających, bo przy okręgach jednomandatowych nie ma innej możliwości, choćby takiej, jak w Sejmie, gdy zwolniony mandat przypada następnemu na liście pod względem liczby zdobytych głosów.
Przy jednomandatowych okręgach wyborczych nie ma innej możliwości, niż organizowanie osobnych, uzupełniających wyborów. W Sejmie można mandat zwolniony przez posła powierzyć kolejnemu na liście, z której wszedł on do Sejmu, tutaj takiej możliwości nie ma, ponieważ “kolejny na liście” oznacza reprezentanta zupełnie innej opcji politycznej, często - przeciwnej.
A czy ma jakieś znaczenie fakt, że krakowskie wybory uzupełniające do Senatu odbędą się na dwa miesiące przed pierwszą turą wyborów prezydenckich?
Jeżeli te wybory będą jakkolwiek znaczące, to tylko z tego powodu. Ich wynik może być bowiem wykorzystywany propagandowo w kampanii w wyborach prezydenckich. Sądzę, że zwycięzcy tej rozgrywki będą pokazywali swój sukces w Krakowie jako sukces ich kandydata w wyborach prezydenckich. I tylko dlatego te wybory mają jakieś poważniejsze znaczenie - niestety, z powodów propagandowych, a nie merytorycznych.
A Pan się z takim prognostykiem zgadza? Rzeczywiście, to może być tak, że ten, kto weźmie krakowskie miejsce w Senacie, odniesie też sukces w wyborach prezydenckich?
Z całą pewnością obóz zwycięski w uzupełniających wyborach senackich będzie wykorzystywał swój sukces w kampanii prezydenckiej, ale to nie oznacza, że ich wynik przełoży się na wynik wyborów prezydenckich, tym bardziej, że tutaj rozkład kandydatów jest nieco odmienny, niż w wyborach prezydenckich. Wprawdzie Prawo i Sprawiedliwość zastosowało ten sam manewr, jak z Karolem Nawrockim, czyli: jest kandydat, reprezentujący “niezależny” komitet, popierany przez PiS, ale choćby już pani Monika Piątkowska, choć formalnie firmowana przez Koalicję Obywatelską, nie jest z nią powiązana w jasny, oczywisty sposób.
Przypomnę, że w październikowych wyborach do Senatu, w całej Polsce obowiązywał tak zwany “pakt senacki”, który polegał na tym, że koalicjanci przyszłej, zwycięskiej Koalicji 15 Października, porozdzielali swoich kandydatów po różnych okręgach wyborczych w kraju, a dwa okręgi wyborcze do Senatu, które przypadają na miasto Kraków, zostały w obu przypadkach powierzone kandydatom Koalicji Obywatelskiej. I Koalicja Obywatelska wystawia w Krakowie w wyborach uzupełniających swoją kandydatkę tylko dlatego, że to miejsce zdobył jej kandydat, Bogdan Klich, który teraz przenosi się do Waszyngtonu.
Reklama
O mandat, który piastował, ubiegają się, w kolejności alfabetycznej: Adam Roman Berkowicz, przedsiębiorca, należący do Konfederacji - Nowej Nadziei, reprezentowany przez Komitet Wyborczy Konfederacja Wolność i Niepodległość, Mateusz Małodziński, menadżer, członek partii Prawo i Sprawiedliwość, wspierany przez Komitet Wyborczy Wyborców “Dla Krakowa”, prawniczka Monika Jadwiga Piątkowska, nie należąca do żadnej partii politycznej, z poparciem Komitetu Wyborczego Wyborców Koalicja Obywatelska i Ewa Małgorzata Sładek, księgowa, należąca do partii Razem i reprezentowana przez Komitet Wyborczy “Razem”.
Pewnej pikanterii całej sprawie dodaje fakt, że pani Piątkowska była już we wszystkich partiach koalicji rządzącej, więc teoretycznie można powiedzieć, że reprezentuje koalicję, ale z niektórymi spośród tych partii rozstawała się w atmosferze dość nieprzyjaznej i nieprzyjemnej - choćby Polska 2050 ma do niej uraz i niespecjalnie angażuje się w jej popieranie. Nie ma więc w Krakowie kandydata czy kandydatki paktu senackiego, co zresztą skwapliwie zaznaczają pozostali koalicjanci.
Ale jeżeli w ten sposób popatrzymy na układ kandydatów w krakowskich wyborach to on jednak w jakimś stopniu odzwierciedla podział sił w wyborach prezydenckich, ponieważ mamy kandydatkę Koalicji Obywatelskiej, mamy kandydata “obywatelskiego”, popieranego przez PiS, mamy kandydata Konfederacji i kandydatkę Razem. W tym więc sensie i z tego powodu niedzielne wybory w Krakowie będą przez zwycięzcę wykorzystywane w kampanii w wyborach prezydenckich.
Jeżeli odnieść do krakowskich wyborów także nastroje polityczne, panujące w trwającej teraz kampanii prezydenckiej, to największe szanse na zwycięstwo, ma - niezależnie od swojej barwnej politycznej przeszłości - chyba jednak pani Monika Piątkowska?
Wszystko zależy od mobilizacji. Przy tak znikomej frekwencji wszystko zależy do tego, która z tych kandydatur, a dokładniej mówiąc, który z obozów politycznych, za kandydaturami stojących, zdoła intensywniej zmobilizować elektorat swoich zwolenników i sympatyków. Ale jeżeli popatrzeć poprzez przywołaną przez nas paralelę z wyborami prezydenckimi, to na fali niewątpliwie jest Konfederacja. Powodzenie i sukcesy Sławomira Mentzena w rywalizacji prezydenckiej mogą przełożyć się na zwiększoną mobilizację wyborców Konfederacji, co w Krakowie promowało by czy preferowało pana Berkowicza.
Oczywiście byłaby to sensacja. I jeszcze bardziej podbudowała by pozycję Sławomira Mentzena, bo zwycięstwo konfederaty w Krakowie byłoby wyraźnym, głośnym sygnałem, odnotowanym w całej Polsce. Mogłoby przesądzić, że to Sławomir Mentzen znajdzie się w drugiej turze wyborów prezydenckich. To jednak wydaje się niezbyt prawdopodobne, ale przy tak niskiej frekwencji, bo takiej się należy spodziewać, o zwycięstwie zdecyduje niewielka liczba głosów.
Na przyzwoitą frekwencję nadziei nie ma?
Raczej nie, a jej brak płynie z dotychczasowych doświadczeń, związanych z wyborami uzupełniającymi i niewielkie jest prawdopodobieństwo, żeby tym razem wyborcy krakowscy przełamali złą tradycję i stawili się gremialnie przy urnach wyborczych, choć należałoby sobie tego oczywiście życzyć. Należałoby do tego zachęcać, ale jeżeli frekwencja będzie tradycyjnie niska, to zdecyduje mobilizacja, wygra ten, czyj komitet wyborczy zdoła bardziej zmobilizować swoich zwolenników.
A spróbujemy przekonać czytelników, że te wybory są jednak ważne? I namówić, żeby poszli w niedzielę do głosowania?
Oczywiście, że te wybory są ważne, ponieważ rozstrzygną, kto będzie reprezentował połowę Krakowa w Senacie. To ma znaczenie. Dotychczas w Senacie z Krakowa zasiadali przedstawiciele Platformy Obywatelskiej, Koalicji Obywatelskiej, paktu senackiego i byłoby swego rodzaju sensacją, gdyby mieszkańcy Krakowa wybrali kogoś innego. Być może wielu wyborców z tego okręgu, w którym w niedzielę odbędą się wybory, będzie sobie po nich pluć w brodę - nie poszedłem i wygrał ktoś, z kim się nie utożsamiam, będzie mnie reprezentował w Senacie ktoś, kto nie reprezentuje moich poglądów.
No więc jeżeli chcesz, krakowianinie drogi, uniknąć dyskomfortu i rozczarowania, to idź i zagłosuj na tego, kogo preferujesz, na tego, kogo popierasz. Zobaczymy, czy specyficzna sytuacja, wynikająca ze zbliżających się wyborów prezydenckich i związanego z tym pewnego politycznego podekscytowania i wzmożenia pomoże frekwencji. No i czy apele, sformułowane tu przez nas czy przez inne osoby i instytucje publiczne pomogą i czy uda się w Krakowie osiągnąć dwucyfrową frekwencję. Oby!