Istnieje coś takiego w ruchu drogowym, co nazywa się „zasadą ograniczonego zaufania do innych użytkowników drogi”. Oznacza ona, że chociaż powinniśmy sądzić, że inny kierowca zna przepisy ruchu drogowego, to jeśli jego zachowanie sugeruje coś innego, mamy prawo sądzić, że tych przepisów nie stosuje.
Reklama
W którymś ze swoich tekstów informowałem czytelników, że codziennie chodzę. Każdy człowiek codziennie chodzi, ja miałem na myśli, że chodzę godzinę dziennie. To podobno zdrowe. Czy rzeczywiście tak jest można by stwierdzić, porównując życie tych, którzy codziennie chodzą z tymi którzy tego nie robią, ale poddałem się tej koncepcji. Użyłem sformułowania „w jednym ze swoich tekstów” zamiast „felietonów”, bo nie chcę się narazić na zarzut, że to nie są felietony.
Felietony to pisał Głowacki
Pamiętam, jak kiedyś jechaliśmy sporą grupą wykonawców na występ. Jeden z kolegów powiedział policjantowi, który nas zatrzymał, że jedziemy na koncert. Wtedy pewien starszy aktor powiedział: „synu, koncerty to miał Rubinstein, ty masz najwyżej występ, a i to nie wiadomo”. No więc: „felietony to pisał Głowacki albo KTT”, ty ( czyli ja) piszesz teksty, a i to nie wiadomo.
Dość tych dygresji. Chodzę. I już. Mieszkam w okolicach ZOO. W dni weekendowe sporo samochodów przyjeżdża w moją okolicę. I stają te samochody gdzie bądź. Postawiono znaki zakazu zatrzymywania się. I zastosowano „zasadę ograniczonego zaufania”. Oprócz znaków parę dni temu wkopano bardzo solidne drewniane słupki. Wzdłuż całej ulicy. Zrobiłem zdjęcie.
Jak widać nie da się nigdzie stanąć. Ale znak „zakaz zatrzymywania” jest. Oczywiście można sądzić, że jest to w interesie kierowców. Kiedy stał znak ignorowany przez właścicieli aut, przyjeżdżała Straż Miejska i wystawiała mandaty. Teraz stanąć się nie da, nikt więc mandatu nie zapłaci. A miasto wydało pieniądze na te słupki. Wszystko z powodu zasady „ograniczonego zaufania”.
Zrobiłem jeszcze jedno zdjęcie.
Nieopodal. W Lasku Wolskim. Jest tam taka skalna ścianka, służąca młodym wspinaczom do nabywania umiejętności wspinaczych. Żeby pod tę ściankę podejść, trzeba pokonać jakieś dwadzieścia metrów pod górę po ziemi. Wczoraj zauważyłem, że zrobiono tam schody! Tu mamy znów do czynienia z zasadą „ograniczonego zaufania”. Zleceniodawca budowy schodów sądzi, że jeśli ktoś będzie musiał podejść bez ułatwień pod ściankę, to tak się zmęczy, że już na ściankę nie będzie w stanie wejść. Grozi to jednak tym, że taki wyszkolony alpinista w prawdziwych górach bez schodów pod ścianę nie podejdzie.
Zasada „ograniczonego zaufania” przyszła mi do głowy teraz nie bez powodu. Z powodu koronawirusa. Słuchamy różnych komunikatów na temat tegoż chińskiego wynalazku i tę zasadę właśnie stosujemy. Niby ma nie być kłopotów z zaopatrzeniem w mydło, ale „zasada” podpowiada nam „lepiej kup na zapas”. I co się okazuje?
Są kłopoty z kupnem mydła. Najdziwniejsze dla mnie jest to, że wykupuje się mydło – tak jakby wcześniej się go nie używało - i papier toaletowy. Dlaczego wirus ma być zagrożeniem dla papieru toaletowego? „Zasada ograniczonego zaufania” albo wspomnienie komuny. Wtedy papier toaletowy był bezcenny.
„Zasada ograniczonego zaufania” jest stworzona chyba specjalnie dla nas Polaków. Bardzo lubimy mieć ograniczone zaufanie. Przede wszystkim do współrodaków. I to do wszystkich, bez względu na linię podziału.
Reklama