W OPINII

„Aleksander Miszalski powinien zrealizować sensowne propozycje Łukasza Gibały”

opublikowano: 23 KWIETNIA 2024, 17:02autor: Daniela Motak
„Aleksander Miszalski powinien zrealizować sensowne propozycje Łukasza Gibały”

Po ponad 20 latach rządów Jacka Majchrowskiego Kraków ma nowego prezydenta. Został nim Aleksander Miszalski, kandydat Koalicji Obywatelskiej. W drugiej turze wyborów pokonał kontrkandydata, Łukasza Gibałę, niezależnego, przewagą zaledwie 5434 głosów. Głosowało na niego 51,04% wyborców, a Gibałę poparło 48,96% głosujących. W ocenie socjologa, prof. Janusza A. Majcherka, tak mała różnica w liczbie uzyskanych głosów powinna skłonić Miszalskiego do wybrania z programu Gibały najsensowniejszych propozycji i ich zrealizowania. - Prawie połowa głosujących mieszkańców Krakowa tego oczekuje - mówi portalowi Life in Kraków prof. Majcherek. 

Reklama:


 

 
Daniela Motak Life in Kraków Aleksander Miszalski jest nowym prezydentem Krakowa, ale wygrał o włos. Zaskoczyło Pana, że jego przewaga nad Łukaszem Gibałą była tak mała?

Zanosiło się na to. Co prawda przewaga Miszalskiego po pierwszej turze była znacznie większa,  ponad dziesięciopunktowa, ale można się było spodziewać, że glosy pozostałych wyborców, którzy w pierwszej turze głosowali na innych kandydatów, rozproszą się w asymetryczny sposób. Apel lokalnego PiS - u do wyborców, aby nie głosowali na Miszalskiego, mógł mieć na to wpływ, choć - z drugiej strony - jak wiadomo, Małgorzata Wassermann przestrzegała przed głosowaniem na Gibałę.

Jednak w pierwszej turze byli też pozostali kandydaci, głosy się rozłożyły, frekwencja była niższa i to spowodowało, że przewaga Miszalskiego stopniała. Jeżeli wziąć jednak pod uwagę, że przed pierwszą turą sondaże i oczekiwania przewidywały, że to Gibała będzie miał przewagę nad Miszalskim, to można ten wynik uznać za względny, chociaż bardzo, bardzo umiarkowany sukces Miszalskiego. 

Gibale pomogli więc wyborcy PiS - u, którzy posłuchali partyjnego przekazu i niezbyt imponująca frekwencja? 

Tak sądzę. Wynik wyborów pokazuje, że przepływ elektoratu z pierwszej tury był zdecydowanie większy w stronę Gibały. Znaczna część najpewniej wyborców nie poszła głosować i w ten sposób proporcje procentowe również przysłużyły się Gibale. Mniej głosujących przy większym przepływie elektoratu w jego stronę sprawiło, że strata do Miszalskiego stopniała i niemal przybliżyła go do zwycięstwa.  

A jaki wpływ na to, co się stało i na to, w jaki sposób to się stało, miała deklaracja Małgorzaty Wassermann, liczącej się postaci PiS - u, która tuż przed wyborami napisała w mediach społecznościowych, że "nie poprze" kandydatury Łukasza Gibały na prezydenta Krakowa?

Można spekulować, że skoro przewaga Miszalskiego była tak znikoma, to wystąpienie pani Wassermann mogło mieć wpływ, bo nawet jeśli  jej apelu posłuchało niewielu wyborców PiS - u, to tych niewielu wystarczyło, żeby Gibała przegrał. To mogło mieć znaczenie, ale żeby dokładnie tę sytuację ocenić, trzeba byłoby bardziej szczegółowo zbadać przepływ elektoratów, bo to, co mówię, to  przypuszczenia. 

Czy Aleksandrowi Miszalskiemu będzie trudno rządzić Krakowem po tym, jak wygrał z tak małą przewagą, czy też już wkrótce ta różnica nie będzie miała znaczenia? 

Miszalskiemu będzie trudno, ponieważ, jak się okazało, oczekiwania zmian są silniejsze, niż mogło się wydawać. Krakowianie nie zaakceptowali oferty raptownych, gwałtownych, rewolucyjnych zmian, które proponował im Gibała, ale to nie znaczy, że opowiadają się za prostą kontynuacją. Miszalski musi wraz ze swoim zapleczem w Radzie Miasta i z zapleczem merytorycznym wyłuskać z programu Gibały to, co ma sens, i zacząć to realizować. Zmiany muszą być racjonalne, sensowne, ale głębsze, niż mogło wydawać się jeszcze przed drugą turą, gdy Miszalski mógł uchodzić za kandydata kontynuacji.

Reklama
 
Pierwsza reakcja Miszalskiego po zwycięstwie zdaje się zapowiadać właśnie coś w tym rodzaju, nowy prezydent dziękuje wyborcom swoim i rywala, i deklaruje zasypanie rowów, które zostały wykopane podczas kampanii. 

Zwracanie się zwycięskich kandydatów do wyborców przegranego jest już rutyną, ale w Krakowie ma jednak duży sens. Gdyby Miszalski wygrał z taką przewagą, jak Konrad Fijołek w Rzeszowie czy Jacek Sutryk we Wrocławiu, nie musiałby tak skrupulatnie przyglądać się temu, czego oczekują wyborcy przegranego kandydata. A w tej sytuacji powinien. Powinien się odwołać do sztabowców, ekspertów, którzy dokładnie przeanalizują postulaty Gibały i ocenią, co w nich zasługuje na realizację, a co jest nie do przyjęcia, ale sporo z tego, co Gibała proponował musi być uwzględnione w kadencji Miszalskiego, ponieważ prawie połowa głosujących mieszkańców Krakowa tego oczekuje i dała temu wyraz w głosowaniu.  

Powiedzmy jeszcze o frekwencji. W Krakowie wyniosła ona 45,50 procent, przy frekwencji ogólnopolskiej liczącej 44,06 procent. Kraków głosował chętniej, ale i tak ponad połowa uprawnionych do głosowania mieszkańców nie skorzystała z możliwości wybrania prezydenta miasta. 

Niską frekwencję można interpretować na dwa sposoby. Pierwszy  mówi, że 15 października wyborcy tak bardzo się zmobilizowali, że wyczerpali w ten sposób swoją aktywność. Druga - że ponieważ wówczas udało się odsunąć od władzy PiS, to wszelkie inne, także lokalne sprawy, zeszły na plan dalszy i przestały aż tak bardzo interesować wyborców. W Krakowie doszedł być może jeszcze jeden czynnik, mianowicie taki, że w drugiej turze nie było kandydata PiS - u i w związku z tym nie było potrzeby zmobilizowania się niepisowskiego elektoratu.

Ciekawe, że np. w Tarnowie, gdzie kandydat Koalicji Obywatelskiej zmierzył się w bezpośrednim starciu z kandydatem PiS - u, frekwencja była nawet niższa, niż w Krakowie, 41,76, więc to też nieszczególnie zmobilizowało wyborców. Przewaga kandydata Koalicji Obywatelskiej jest wyraźna, Jakub Kwaśny zdobył 56,15 procent głosów, a jego PiS - owski kontrkandydat, Henryk Łabędź,  43,85, nie jest to jednak wynik zmasowanej mobilizacji. Generalnie w tych wyborach w całym kraju, niezależnie od tego, kto z kim rywalizował, frekwencja była dość niska, co sugeruje, że po prostu spadła mobilizacja obywatelska, że 15 października mieliśmy do czynienia ze zrywem, jak to w Polsce, wśród Polaków bywa, jednorazowym.  

Niepowtarzalnym…

Tak, Polakom trudno jest utrzymać aktywność na dłuższą metę, nasz zapał jest incydentalny i krótkotrwały. Zapał mieszkańców Polski wyczerpał się 15 października i teraz, niezależnie od tego, jaka była stawka wyborów lokalnych, było trudno o wysoką frekwencję, co może wskazywać, że to odzwierciedlenie ogólnopolskiego problemu. To nie krakowianie stracili zapał, to Polacy stracili zapał, to nie krakowianie się zdemobilizowali, to generalnie zdemobilizowali się Polacy.

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Możecie Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies.

Polityka Prywatności