Właśnie przeczytałem, że władze gminy Łącko podpisały porozumienie z Sądeckimi Wodociągami. Czyżby to oznaczało, że będzie jeszcze lepsza? Nie woda oczywiście. Śliwowica. Łącko mało komu kojarzy się z wodą. Ale ze śliwowicą… oj tak. Myślałem, że Łącka Śliwowica jest produktem regionalnym. Chodzi mi oczywiście o zarejestrowanie jej w Unii Europejskiej. Okazało się, że nie jest.
Reklama
Nie można jej było zarejestrować, bo jest produktem nielegalnym. W tym momencie powinienem chyba zakończyć ten tekst. Nie mogę przecież pisać o produktach nielegalnych. Zastanowiłem się. Mogę pisać! Tylko źle. Przecież o marihuanie się pisze, o narkotykach się pisze, to i śliwowica powinna doświadczyć tego zaszczytu.
Będę więc pisał. O śliwowicy bezalkoholowej.
Skoro jest piwo bezalkoholowe, wino bezalkoholowe, kawa bezkofeinowa, kotlet schabowy bezmięsny (z soi), to można sobie przecież wyobrazić śliwowicę bezalkoholową. Bez tych siedemdziesięciu procent. Tak. Tyle ma. Nie ta, o której piszę oczywiście, tylko ta niesłuszna.
Kiedyś zostałem wezwany na lotnisku Balice do pomieszczenia, w którym siedzi Pan Security i ogląda nasze walizki. Zostałem wezwany, bo w walizce miałem statyw pod gitarę, który mógł sprawiać wrażenie, że da się z niego strzelać. Wyjaśniłem co to takiego i spojrzałem na stojące na pobliskiej półce butelki. Wszystkie były pełne Śliwowicy Łąckiej. „A co to?” spytałem Pana Security. „Nie wolno samolotem przewozić alkoholu ponad 50-cioprocentowego”. „A skąd pan wie, że w butelce jest alkohol ponad 50- cio procentowy?” spytałem. „Proszę pana to są bardzo charakterystyczne butelki, widzi pan?” i wskazał na półkę. No fakt.
Kiedyś chciałem kupić w Łącku śliwowicę. Przemiła Pani Doktor, która mnie z czegoś uleczyła, nie chcąc pieniędzy nadmieniła mimochodem, że bardzo lubi Śliwowicę Łącką. Oczywiście bezalkoholową. Pojechałem specjalnie do Łącka. Nie wiedziałem, że śliwowica jest nielegalna. Prawie nie wiedziałem. Myślałem, że w Łącku jest legalna, a poza nim nie. Chodziłem od sklepu do sklepu i pytałem. W końcu w jednym sklepie pani ekspedientka się nade mną ulitowała. „Proszę pana, pan tej śliwowicy w sklepie nie kupi. Musi pan pytać po domach.”
„Po domach? Po których?”. „Niech pan idzie do sklepu – tu wymieniła sklep firmy komputerowej”. „Ale przecież to jest sklep komputerowy” popisałem się znajomością rzeczy. „Niech pan tam idzie”. Poszedłem. Pytam: „powiedziano mi, że u państwa dowiem się, gdzie można kupić śliwowicę Łącką”. Sprzedawca podniósł wzrok. „Pan się nie dowie, bo pan jest osobą publiczną”. „Cholera” pomyślałem - wiedziałem, że się to kiedyś na mnie zemści. „A nie używacie jej do czyszczenia styków w komputerach?” spytałem z resztką nadziei. „Używamy. Ile odlać?”
Było to dawno, kiedy jeszcze nie byliśmy w Unii Europejskiej, a także nie wiedzieliśmy, że istnieje śliwowica bezalkoholowa. Tak jak nie wiedzieliśmy, że może istnieć Unia Europejska bez Wielkiej Brytanii. Niedawno usłyszałem, że nowe paszporty dla mieszkańców Wielkiej Brytanii, będą drukować u nas. W Polsce. W mieście Tczew. Dlaczego o tym piszę? Każ Brytyjczykowi wymówić Tczew. A po śliwowicy da radę. Bezalkoholowej oczywiście.
Reklama