Czytam sobie w „Life in Kraków”, że jeden mężczyzna przeszedł tyłem cały „Cracovia Maraton”. Po czym znalazł sobie nowe wyzwanie. Przeszedł wszystkie krakowskie ulice. Mało tego. Czytam, że w jego wyzwaniu, a właściwie ostatniej jego części, towarzyszyli mu reporterzy i fotografowie. To dobrze. Bo gdyby nie oni mógłbym się do dziś nie dowiedzieć o tym wspaniałym wyczynie.
Reklama
Tu informuję Państwa Czytelników, że ostatnie słowa poprzedniego zdania powinny być w cudzysłowie. Nawet nie wiem, czy bardziej mi zaimponowało to, że ktoś przeszedł maraton tyłem, czy może raczej to, że poznał wszystkie ulice naszego miasta. Muszę przyznać, że ja wszystkich ulic nie znam. Trzeba się jeszcze zastanowić, czy może zapytać bohatera artykułu, które granice miasta wziął pod uwagę. Czy te z XXI wieku, czy może starsze?
Kiedyś, jak chciało się być taksówkarzem, trzeba było zdać egzamin ze znajomości miasta. Bez mapy i oczywiście bez GPS-u. Dziś – nie do pomyślenia. Pamiętam, jak stałem w olbrzymiej kolejce do postoju taksówek pod dworcem Głównym. Podjeżdżali kolejni taksówkarze i informowali, gdzie mają zamiar jechać. Pamiętam, jak jeden z panów krzyknął: „do Huty” i natychmiast z kolejki wyskoczyły cztery osoby, które tam chciały jechać.
Ja chciałem jechać na Kozłówek. I po trzydziestu minutach kierowca wykrzyczał „Prokocim, Kozłówek”, załapałem się. Idąc do taksówki, jeden z pasażerów powiedział do mnie konfidencjonalnie: „będziemy udawać znajomych”.
Reklama
I rzeczywiście. Ledwo ruszyliśmy, ten pan spytał: „A Magda dalej pracuje tam, gdzie zawsze?” „Tak”, odparłem, „narzeka na uposażenie”. Włączył się jeszcze inny współpasażer: „co, mało zarabia?” „Mało, mało” odparł ten z przedniego siedzenia. „To niech zmieni pracę” dodał milczący do tej pory. „Właśnie się stara” odpowiedzieliśmy chórem wszyscy pozostali.
Tajemnica polegała na tym, żeby kierowca odniósł wrażenie, że jesteśmy zgraną „paką” znajomych. Wtedy brał za kurs jeden raz od ostatniego wysiadającego. Po cichu przekazywaliśmy sobie pieniądze. Rozpisałem się… Inne czasy były…
Dziś jest zgoła inaczej… Na Jasnej Górze… tańczą. Rząd tańczy. Nie wiadomo, czy w podziękowaniu, czy raczej w nadziei na dobry wynik wyborów…
Czytam dalej, że kąpielisko Zakrzówek będzie oddane do konserwacji. Niedawno oddane i już do konserwacji? Czy nie można tego obiektu konserwować np. w zimie? Pewnie nie. Po hucznym otwarciu kąpieliska pojawiła się informacja, że ratownicy proszą, by poniedziałek był dla nich dniem wolnym. W dawnych czasach zdarzały się wolne soboty, ale żeby poniedziałek?
Reklama
Dziś jest zgoła inaczej… Na Jasnej Górze tańczy rząd. Tańczy jednak w nadziei na wygrane wybory. Najbardziej mnie poruszył pan Jan Kanthak, który tańczył sam. To znaczy, z jednej strony miał partnerkę (lub partnera – nie pamiętam), ale z drugiej strony nie miał nikogo. Uniósł rękę mimo braku partnerki i tańczył…
Niech to będzie przepowiednia. Wybory odbyte. PiS brał udział, ale nie osiągnął wyniku, na który liczył…
Jak Jan Kanthak.