„Teatr Słowackiego w Krakowie” (to pełna nazwa teatru) chce odtworzyć garderobę Ludwika Solskiego. Ciekawe ile jest teatrów Słowackiego w Polsce, musi być sporo, skoro dodano do nazwy „w Krakowie”. Można sobie wyobrazić, że ktoś wybiera się do Rzeszowa, a zasnąwszy w pociągu, przerażony wysiada na jakiejś stacji, której nie zna i… patrzy - Teatr Słowackiego. Wie już: jestem w Krakowie.
Nie będę się już dłużej pastwił nad nazwą teatru, który chce odtworzyć garderobę Solskiego. Spodnie czy marynarkę? Czy cały garnitur? Wiadomo, że chodzi o garderobę teatralną. Taka jednak informacja może zmylić tych, którzy nie chodzą do teatru. Są tacy (aktorom to się nie mieści w głowach!), którzy nigdy w teatrze nie byli. Dla nich garderoba to garderoba. Język polski nie jest łatwy. Mnóstwo jest słów, które znaczą raz to a drugi raz coś innego.
Garderoba. Toaleta. Mówi się, że kobiety na balu były w wykwintnych toaletach. A przecież toaleta ma również inne znaczenie. Można pójść do toalety, by zmienić garderobę. Można też pójść do garderoby, by zmienić toaletę. Ale można również w garderobie zmienić garderobę lub w toalecie toaletę. Takich słów jest mnóstwo. Zamek może być warowny lub w drzwiach. Trudno do naprawy zamku warownego zamawiać ślusarza.
Reklama
Jest taka historia. Jedna pani miała papugę. I nauczyła ją pytać, gdy ktoś pukał: „kto to?”. I ta pani kiedyś zamówiła ślusarza. Miał być o 10 tej. O dwunastej pani uznała, że już nie przyjdzie, więc wyszła po zakupy. A ślusarz przyszedł – czasem tak bywa. Puka do drzwi. Papuga pyta „kto to?” „Ślusarz” odpowiada ślusarz „I nic. Więc ślusarz puka drugi raz. „kto to?” – pyta papuga. „Ślusarz” odpowiada lekko zdenerwowany fachowiec. I nic się nie dzieje.
Puka kolejny raz. Słyszy „ kto to?” „Ślusarz” już ryczy rzemieślnik. I znów nic. Pukanie. „Kto to?” „Ślusarz do… tu słowo powszechnie uznawane za nieparlamentarne… nędzy” krzyczy mężczyzna, po czym pada martwy. Wraca mieszkanka mieszkania i widzi leżącego martwego człowieka. Pyta „kto to?” A papuga: „ślusarz”. Ta historia nie bardzo wiąże się z tym, co pisałem do tej pory, miała służyć odprężeniu czytelnika.
Teraz bowiem nastąpią pytania istotne dla naszego narodu.
Czy nasz język jest ubogi, czy wręcz przeciwnie. Skoro jednym słowem nazywamy różne rzeczy, być może mamy ubogi język. Jest takie słowo oznaczające kobietę zawodowo trudniącą się seksem, którym można zastąpić każde słowo naszego języka. Rodacy często z tej możliwości korzystają. Czyli być może nasz język jest prosty. Dlatego komplikujemy go sobie przypadkami. Anglicy mają cztery, Niemcy cztery, a my siedem! I tak ich nie używamy. Przydatne są samogłoski. Zamiast wołacza „E!!!”
Jedno jest pewne: język polski może jest, lub nie, ubogi, ale łatwy nie jest. Dlatego czasem trudno zrozumieć, co do nas mówią. Lub piszą. Nie tylko politycy. Nie tylko z tej partii.
Ja bym chciał tylko wiedzieć, dlaczego są trzy strefy płatnego parkowania w Krakowie.
Jeśli w każdej opłata jest taka sama. Mało tego. Jeśli używa się aplikacji „Skycash” do opłacenia czasu parkowania i nie zaznaczy, w której jest się strefie, czeka na nas mandat! Mimo że w każdej strefie opłaty są takie same. Przepraszam, że powtórzyłem to zdanie jeszcze raz, ale mamy trudny język. Trudny do zrozumienia.
I na koniec Słowacki (proszę jaka klamra): „chodzi o to, by język giętki powiedział wszystko, co pomyśli głowa”. Ano właśnie „co pomyśli głowa”.
Reklama