Pojawiła się w internecie reklama lotów z Chicago do Krakowa. Liniami American Airlines. Wzbudziła takie kontrowersje, że nawet zareagowały władze miasta. Miasta Krakowa. O reakcji władz miasta Chicago nic nie wiadomo. Reklama jest filmikiem. Widać na nim mężczyznę z flaszeczką (flaszeczka – mała buteleczka) i hasło „napij się wódki z przyjacielem”. Mężczyzna występujący w niej to wiceprezes linii American Airlines. Władze Krakowa oburzyły się. Nawet nie chodziło o to, że reklamuje nasze miasto wiceprezes. Dlaczego nie prezes? Lecz o to, że nie ma w reklamie nic o Wawelu, o wielowiekowej tradycji, o nowoczesnej gastronomii, ani o tym, że Kraków jest miastem uniwersyteckim.
Nie zgadzam się z tymi argumentami. Reklama głosi: „Napij się wódki z przyjacielem” i tylko tyle. Przecież można z tego klipu zrobić serial „Napij się wódki z przyjacielem na AGH”, czy „Napij się wódki z przyjacielem w Europejskiej Stolicy Gastronomicznej 2019” czy wreszcie. . . „Napij się wódki z przyjacielem na Wawelu”. Dawno już stwierdzono przecież, że kasetony na suficie są po to, żeby król w zamku nie pił sam. By podnosząc głowę, przechylając kieliszek, widział „przyjaciela”. Co ewidentnie wynika z tej reklamy? Że jest Kraków. Już dobrze. Że są w nim przyjaciele. Jeszcze lepiej. I że jest wódka. I co? Wszystko to prawda.
Czy lepsza byłaby reklama „Leć do Krakowa. Tam co prawda nie ma przyjaciół i nie ma wódki, ale jest Smocza Jama.” Przylecieliby?
Kiedyś ktoś dawno temu (może nawet przed wojną) powiedział o recenzjach: „nieważne jak, byle nazwiska nie przekręcili” I to jest fakt. Na przełomie starego i nowego ustroju w Sali Kongresowej (Warszawa) odbywał się cykl kabaretonów. Graliśmy przez dwa tygodnie codziennie. Chyba nawet dwa razy dziennie. Takie było zapotrzebowanie na satyrę, w momencie, kiedy cenzura praktycznie już nie działała. Tytuł tego widowiska brzmiał „Tego nie zobaczycie w telewizji”. Kto by dziś na coś takiego kupił bilet?
Reklama
W imprezie tej brali udział wszyscy czynni wówczas kabareciarze. Ukazała się recenzja. Chyba w „Życiu Warszawy”. Okropna. Gazetę do garderoby przynieśli koledzy z jednego kabaretu. I czytali na głos. Każdy występujący został przez autora „wgnieciony w ziemię”. Muszę oddać sprawiedliwość recenzentowi, że każdy z nas został skrytykowany za coś innego. Koledzy czytają i czytają. Ktoś spytał: „a co tam jest o was?”. Na co ci odpowiedzieli „no o nas nic nie ma”. I wiedzieliśmy, było to widać gołym okiem, że wcale nie są z tego faktu zadowoleni.
To, co napisałem powyżej, odnosi się także do reklamy lotów do naszego miasta. Może, na przykład, sugerować, że w Chicago nie ma wódki. Choć byłem tam parę razy i wiem. Jest. Albo, że nie ma przyjaciół. Nie proponują linie, by w poszukiwaniu tychże polecieć do Budapesztu. Tam proponują rejs po Dunaju. Taki rejs jest nudny jak flaki z olejem. Bez przyjaciół. Loty do Casablanki reklamują wizytą na targu. Ciekawe, co byśmy powiedzieli, gdyby nas reklamowali Kleparzem. A rejsy do Tel Avivu, plażą. Plaża? Bez przyjaciół?
Oczywiście najbardziej w reklamie przeszkadza ta wódka.
Pan wiceprezes pokazuje małą buteleczkę. Czyli jakieś wielkie pijaństwo nie jest możliwe. A poza tym linie nazywają się American Airlines. Skrót AA. Czy można chcieć więcej?