Przetrzymywanie w klatce, szarpanie, bicie, kopanie, przywiązywanie, dręczenie psychiczne. Takie rzeczy działy się w Domu Pomocy Społecznej w Jordanowie. Opisali to dziennikarze Wirtualnej Polski. Jak zwykle ludzie są oburzeni, urzędnicy nagle aktywni i kontrolujący, a pytanie otwarte – dlaczego te sytuacje ciągle się powtarzają? Rozmawialiśmy ze współautorem reportażu "Piekło u zakonnic" Szymonem Jadczakiem
Reklama
Główny atak poszedł po tym tekście na kościoł katolicki, a konkretnie na zakonnice, które znęcały się nad niepełnosprawnymi intelektualnie podopiecznymi. Zdaniem współautora tekstu – Szymona Jadczaka – który był gościem Life in Kraków, tu nie chodzi tylko o siostry prezentki.
ZOBACZ ROZMOWĘ:
„To jest problem systemowy. Żaden człowiek nie jest z założenia potworem, który się znęca nad dziećmi z niepełnosprawnością intelektualną. Do tego muszą doprowadzić okoliczności. System w Polsce jest nastawiony na kolektywne rozwiązywanie problemów. Zamiast stworzyć specjalistyczne rodziny zastępcze, w których osoby niepełnosprawne intelektualnie byłyby w przyjaznej atmosferze, to państwo polskie postawiło na stworzenie ponad 800 takich DPS-ów, które podlegają pod samorządy. I wrzuca się tam wszystkich, których się da. Zarządza się tym jak bankami, przedsiębiorstwami, a nie bierze się pod uwagę, że to żywi ludzie. Bo tak jest łatwiej.” - podkreśla nasz gość.
Reklama
Zdaniem dziennikarza od lat brak jest twórczego, odważnego polityka, który coś by z tym zrobił. Ten system oznacza etaty dla dyrektorów, ich zastępców, a co za tym idzie miejsca pracy dla rodziny i znajomych. Nikomu nie zależy, żeby coś w tym zmienić.
Co na to wojewoda małopolski?
Dla Szymona Jadczaka zachowanie urzędników w sprawie przemocy w jordanowskim DPS-ie jest skandaliczne. Podkreśla, że wstyd mu za urzędników, którzy reprezentują państwo.
„Pytania do urzędów wysłaliśmy tydzień temu. Wydawało mi się, że w przypadku tak drastycznego, palącego przykładu, dostaniemy odpowiedzi lada dzień. Ale urzędnicy mieli to gdzieś. Dopiero, jak bomba wybuchła i ukazał się tekst, dostałem pismo z Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie. Beztroski dyrektor przyznał, że dopiero ode mnie dowiedział się o tej sytuacji, bo wcześniej wszystko było ok.”
Wojewoda małopolski Łukasz Kmita, to jak określa Jadczak „osobny rozdział”. Jego rzeczniczka w ogóle nie reagowała na maile, więc dziennikarz zaczął pisać publiczne tweety, pytając, dlaczego wojewoda nie reaguje.
„Na to on wydał jakieś żenujące oświadczenie, a jak już mocno i obcesowo publicznie naciskałem, to wreszcie przyszły odpowiedzi na moje pytania. Wynika z nich, że wojewoda miał dwa razy sygnały, że się tam coś złego dzieje. W 2020 roku nawet się łaskawie wybrali do tego ośrodka i odkryli, że jest bałagan w papierach. A nie, że tam śmierdzi, jest brudno, dzieci siedzą w klatkach i są związane.”
Reklama
Szymon Jadczak zapytał wojewodę, czy zwolnił swoich ludzi z powodu nieudolności. Ten odpisał, że „prowadzi wewnętrzne postępowanie”.
„Wolałbym mniej komunikatów od tego człowieka, a żeby się wziął do roboty. To jest wstyd co on robi.”
Kościołowi dużo uchodzi na sucho
Współautor tego poruszającego reportażu nie chce obwiniać zakonnic czy w ogóle osób duchownych. Podkreśla, że tylko jakaś niewielka część DPS-ów jest prowadzona przez kościół, a reszta jest świecka i tam też dochodzi do patologii. Kontrola w tych miejscach jest niewystarczająca, pracownicy nie zarabiają dużo, a ich praca jest bardzo wyczerpująca fizycznie i psychicznie. Nie mają wsparcia, dlatego się frustrują i reagują agresją.
Jadczak przyznaje jednak, że kościół ma w Polsce pozycję uprzywilejowaną i więcej mu wolno. Siostra Bronisława, dyrektor DPS-u w Jordanowie, usłyszała zarzut utrudniania śledztwa. Namawiała rodziców do wycofywania zeznań. Dla Szymona Jadczaka to pierwszy przypadek, kiedy osoba z takim zarzutem nie ląduje w areszcie. Dostała tylko zakaz zbliżania się do dzieci i nakaz opuszczenia domu w Jordanowie.
„To, co mną wstrząsnęło to, że po opublikowaniu tekstu był u nas wiceminister sprawiedliwości i kilkakrotnie powtarzał, że dla niego jest ważne, żeby zakonnicom nie stała się krzywda, żeby ich wizerunek nie ucierpiał i żeby nie zostały niesprawiedliwie potraktowane. Przez kilka minut ani razu nie powiedział nic o krzywdzie dzieci.”
Reklama
Sfrustrowane kobiety w habitach
Siostra Alberta ma zarzut znęcania się nad dzieckiem. Z opowieści pracowników DPS w Jordanowie wyłania się obraz kobiety sfrustrowanej, która nie cierpi tego, co robi, nie lubi dzieci i współpracowników. Jest niezadowolona ze swojego życia. Nieszczęśliwy człowiek. Kiedy pojawiły się zarzuty wobec niej, to odsunięto ją do pralni, a potem gdzieś schowano.
Przełożona prezentek Anna Telus, zapytana o klatkę, w której trzymano podopiecznych, powiedziała dziennikarzom, że nie wie, czy trzymanie osób z niepełnosprawnością intelektualną w specjalnej klatce jest niezgodne z przepisami.
Co teraz z DPS w Jordanowie?
Dyrektorka – siostra Bronisława i druga zakonnica, która zajmowała się podopiecznymi, po zarzutach prokuratorskich musiały wyjechać. Prawdopodobnie prezentki ukryły je w którymś ze swoich zakonów. Problem polega na tym, podkreśla Szymon Jadczak, że to zgromadzenie głównie zajmuje się pracą z dziećmi, prowadząc szkoły i przedszkola w całej Polsce.
Reklama
Do Jordanowa pojechały siostry z Krakowa. Tego miejsca nie da się tak po prostu zamknąć. Jest tam 47 niesamodzielnych osób, które potrzebują całodobowej opieki. A kolejki chętnych do tej pracy nie ma, bo to zajęcie trudne i niewdzięczne.
Co zrobić, żeby uzdrowić sytuację opieki nad osobami z upośledzeniami? Szymon Jadczak ma na to jedno lekarstwo: iść do wyborów i zmienić władzę.
„Patologię rodzi brak nadzoru i poszanowania dla egzekwowania prawa. Kontrole tam przychodziły, ale kończyły się w gabinecie siostry dyrektor na kawie i ciastku. Trzeba patrzeć politykom na ręce, wymagać, interesować się tym, co się wokół nas dzieje. Ten DPS mieścił się na rynku w Jordanowie, obok są sklepy, na tyłach parking. Gdyby ktoś trochę uwagi poświęcił temu miejscu, to ci ludzie nie musieliby cierpieć.”
Fot. tytułowe Wirtualna Polska