W wyniku remontowania ulic Krakowa jeździ się inaczej niż zwykle. Aż dziw bierze czasem jak kierowcy dobrze sobie z tym radzą. Ma to tę zaletę, że jak nigdy wcześniej, zwraca się uwagę na znaki drogowe.
Ulica która była kiedyś jednokierunkowa potem stała się dwukierunkowa po to by za parę dni być jednokierunkową tylko w drugim kierunku i tak dalej. Korzystają na tym najbardziej rowerzyści, którzy (wiem, że się narażam) jeżdżą zawsze jak im wygodnie, ale teraz nikt nie ma do nich pretensji, bo trudno nadążyć za zmianami organizacji ruchu.
Kierowcy są spokojni jak nigdy. Po pierwsze dlatego, że szybko nikt nie jedzie. Jeśli w ogóle jedzie. A po drugie, że kiedy ktoś naszym zdaniem łamie przepisy, nigdy nie mamy pewności że my jedziemy prawidłowo. W środę jedzie się inaczej niż w piątek za to w niedzielę jak we wtorek dwa tygodnie wcześniej.
I jest jeszcze jedna zaleta tej sytuacji. Poznajemy nasze miasto. Jeździ się bowiem takimi uliczkami, którymi wcześniej się nie jeździło. I w dodatku wolno. Mamy czas na oglądanie i kontemplację architektury. Tak trafiłem na ulicę Adama Chmiela. A tam Uniwersytet Pedagogiczny. Nie było łatwo stwierdzić, że to ta instytucja. Bowiem napis „Uniwersytet Pedagogiczny" umieszczony jest pionowo. Trzeba mocno przekrzywić głowę, by go przeczytać. Co w samochodzie jest utrudnione.
Zastanawiałem się, co spowodowało, że ten napis tak wygląda. I zanim dojechałem do ulicy Staffa już się domyśliłem. Chodzi o to by studentów przyzwyczajać. Do książek. Tak właśnie przecież czyta się tytuły książek w księgarni i bibliotece. Przekrzywiając głowę. Są tacy, których to od księgarń odrzuca. Teraz czyta się głównie spuściwszy głowę w dół. Przyszłe pokolenia będą miały znacznie rozwinięte karki.
Inna sprawa, że nie wiem, czy teraz sklep z książkami nazywa się księgarnia, a wypożyczalnia lektur biblioteka. Od czasu kiedy do galerii chodzi się na zakupy, wszystko jest możliwe. Akurat do autora pomysłu na nazwanie zbiorowiska sklepów mianem galerii nie mam pretensji. To jest działalność edukacyjna. Wielu ludzi nigdy by nie było w galerii, gdyby nie nadano nazwy „galeria” sklepom. A przy okazji mogą się czasem pomylić i trafić do galerii naprawdę. Poszedłbym dalej. Już wyobrażam sobie taki dialog: mama woła do synka „Kamilku byłeś w operze? Byłem, ale było zamknięte". "To trzeba było pójść do damskiego".
Nadawanie nazw jest kluczem do poznawania rzeczywistości. Norwid pisał „odpowiednie dać rzeczy słowo". Wiedział o tym mój przyjaciel już w młodości. Jako jeden z niewielu z nas miał mieszkanie. Często więc gromadziliśmy się w tym mieszkaniu by dyskutować przy symbolicznej lampce wódki. Czasem dyskusja nawet była zbędna.
Przyjaciel miał córeczkę Karolinkę. I dziecko to przewijało się między wujkami, dyskutującymi i niszczącymi równocześnie miliardy szarych komórek przy pomocy ust. Kiedyś go spytałem, czy to pedagogiczne, że dziecko tak biega między nami. Na co ojciec: „Spokojnie. Ja to załatwiłem". „Załatwiłeś? Jak?". "Normalnie. Powiedziałem Karolinie, że my pijemy koniak lub szampan. Kiedy dziecko powie w przedszkolu, że jego tata pije koniak lub szampan, nikt nie będzie podejrzewał ojca o skłonność do wódki". I piliśmy „koniak lub szampan".
Kiedyś wszedłem do ich bramy i poczułem na klatce schodowej woń, żeby nie powiedzieć smród, bełta inaczej alpagi, inaczej wina marki wino itp. Wszystkie te określenia dotyczą peerelowskiego napoju alkoholowego nazywanego też czasem J23, od ceny. 23 od ceny, J23 od kryptonimu Klossa. Kloss to… tego już chyba nie muszę młodzieży tłumaczyć. Po schodach zbiegała Karolinka. Spytałem : „Karolinko co tu tak cuchnie?” Dziecko odpowiedziało: „wiesz wujku, tu się biło dwóch panów i coś im się stłukło, albo koniak albo szampan".
Tak. Podejście mojego przyjaciela do dziecka było pedagogiczne. Dziś świetnie wykształcona doktor prawa Unii Europejskiej, jeżdżąca po całym świecie z wykładami. Okazało się, że to my byliśmy jej Uniwersytetem Pedagogicznym. Bez napisu.