Czy społeczeństwo, w którym funkcjonuje powiedzenie "Obyś cudze dzieci uczył", może szanować i dobrze wynagradzać nauczycieli? Każdy zna odpowiedź.
Od czasów panny Stanisławy Bozowskiej czyli Siłaczki z noweli Żeromskiego, aż po nasze czasy zwykliśmy uważać, że w szkole pracują albo idealiści, albo nieudacznicy. Z bliżej niewyjaśnionych powodów godzimy się na to, by ci, którzy spędzają tyle samo czasu (lub więcej) z naszymi dziećmi, co my, zarabiali haniebnie mało.
Jako usprawiedliwienie padają argumenty, że nauczyciele pracują tylko 22 godziny tygodniowo (nieprawda) lub, że mają dwumiesięczne wakacje i wolne w czasie ferii (nie do końca prawda). Mało kto jednak gotów byłby zamienić dobrze płatną pracę na tę kiepsko wynagradzaną harówkę, nie tylko z uczniami, ale też z nierzadko agresywnymi rodzicami.
Nauczyciele mówią: dość. Napływające wyniki referendów strajkowych nie postawiają złudzeń co do ich determinacji. Według krakowskiego oddziału ZNP, poparcie akcji strajkowej w szkołach i przedszkolach sięga 90 procent. Ciekawe, jakby zagłosowała Pierwsza Dama Agata Kornhauser – Duda? Jej koleżanki i koledzy z II LO im. Króla Jana III Sobieskiego w Krakowie nie mieli wątpliwości: 90 procent z nich poparło przystąpienie do akcji strajkowej.
Ale nie tylko niskie pensje, których proporcja do średnich polskich zarobków stale się zmniejsza, skłaniają nauczycieli do tak radykalnych działań, jak strajk.
Reforma polskiej szkoły wprowadzona pod przewodem minister Anny Zalewskiej z PiS, wprowadziła do szkół chaos i niepokój. Wielu nauczycieli musiało odejść, inni pracują w kilku szkołach, by uzbierać konieczne do pełnego etatu pensum godzin. Kumulacja roczników w pierwszej klasie liceum spędza sen z powiek nie tylko rodzicom tych pechowych dzieci, ale również dyrektorom i nauczycielom. W dodatku, nikt tak naprawdę nie wyjaśnił po co była ta reforma (nazywana przez wielu „deformą”).
Kiedy ZNP przygotowuje się do strajku, działacze oświatowej Solidarności okupują krakowskie kuratorium i zapowiadają strajk głodowy. Jednocześnie działacze Solidarności, związku blisko żyjącego z rządem PiS, odżegnują się od współpracy z kolegami z ZNP. Czy akcja w siedzibie kuratorium, to wyraz ich determinacji w walce o podwyżki, czy raczej niepokoju, że szeregowi członkowie związku w szkołach przyłączą się do akcji ZNP?
Małopolska kurator oświaty i była krakowska radna Barbara Nowak, która tak chętnie wypowiada się w każdej sprawie, od katastrofy smoleńskiej po żołnierzy wyklętych i LGBT, zamilkła. Widocznie zapomniała, jak kilka lat temu solidarnie protestowała z nauczycielami w sprawie zmian w krakowskiej sieci szkół.
Jednak sami nauczyciele, z tego czy innego związku, nie mają wielkich szans na systemową poprawę stanu polskiej edukacji, jeśli nie poprą ich rodzice, czyli miliony wyborców. Kiedy dwa lata temu protestowali przeciwko likwidacji gimnazjów, rodzice pozostali obojętni.
Można by pomyśleć, że Polacy nie wierzą, iż szkoła może się stać miejscem przyjaznym i fascynującym dla dzieci, i przestać być źródłem strachu i frustracji, jakim była przez pokolenia. Żeby tak się stało, w szkole muszą pracować dobrze opłacani idealiści.
filmy udostępnione przez profil Szkoła to nie eksperyment