Pierwsze przyjechały ukraińskie kobiety. Opiekunki starszych osób, rzadziej dzieci. W mieście były właściwe niewidoczne, całe dnie spędzały w domach swoich pracodawców. Można je było spotkać jedynie w niedziele, pod cerkwią na Wiślnej, albo na dworcu, kiedy obładowane, dźwigające ciężkie, kraciaste torby wsiadały do autokarów odjeżdżających na Wschód. Ale to było dawno, kilkanaście lat temu.
Potem przyjechali ukraińscy studenci, zachęcani przez uczelnie, którym polski niż demograficzny zaczął zaglądać w oczy. A potem ruszyła fala pracowników, których desperacko zaczęło w Polsce w brakować. Bo emigracja na Zachód, bo wcześniejsze emerytury, bo ( znowu) demografia. Zajęcie przez Rosje Krymu i zbrojny konflikt w Donbasie, spowodował, że coraz więcej Ukraińców decydowało się na emigrację.
Ukraiński, czasem rosyjski słyszymy wszędzie w tramwaju, w sklepie, na ulicy, na Plantach. Krakowska radna Nina Gabryś szacuje, że co dziesiąty mieszkaniec Krakowa to przybysz z Ukrainy. Raport firmy Selectivv, która zbadała ilu właścicieli smartfonów ustawiło w swoich aparatach język ukraiński lub rosyjski, zdaje się potwierdzać te szacunki.
Kraków, znalazł się na trzecim miejscu, po Warszawie i Wrocławiu wśród miast, w których najchętniej osiedlają się Ukraińcy w Polsce. A jest ich u nas ponad 1,2 miliona. Ogromna większość to młodzi ludzie, w wieku do 40 lat. W miastach mieszka więcej kobiet niż mężczyzn. Raport Selektivu, dostarcza nawet tak szczegółowych informacji, jak ta, ile pań zainstalowało w telefonie aplikacje dla kobiet planujących zajść w ciąże. (12 procent).
Jak my, krakowianie przyjmujemy nowych mieszkańców? Jeśli sądzić po wypowiedziach samych Ukraińców w mediach, to dobrze. Łatwo znajdują pracę, szybko uczą się polskiego i nie zamierzają ruszać dalej na Zachód, pomimo tego, że Niemcy również otwierają dla nich swój rynek pracy.
Mam nadzieję, że nie mają czasu czytać wpisów internatów jakie pojawiają się pod tekstami o ich krakowskim życiu. Robi się jedna bardzo smutno, kiedy słuchamy dziewczynki, wychowanki Stowarzyszenia „SIEMACHA” . Ukraińskie dzieci, słyszą od kolegów w szkole, że najlepiej wychodzi im sprzątanie, bo przeciez po to tu do nas przyjechały. Skąd takie opinie? Z domu, od rodziców? Z Internetu?
Zrobiło mi się naprawdę przykro, kiedy w pierwszy dzień świat ukraińskiego Bożego Narodzenia, zastałam moja ukraińską manicurzystkę w pracy. Była uśmiechnięta jak zawsze, ale kiedy składałam jej życzenia, wstydziłam się zapytać, dlaczego właścicielka salonu nie zaproponowała jej wolnego dnia.
Władze Krakowa zapowiadają ułatwienia dla ukraińskiej społeczności. Język ukraiński ma się pojawić w biletomatach miejskiej komunikacji (choć trudno zrozumieć, dlaczego jeszcze tego nie zrobiono) i w punktach obsługi mieszkańców.
Wydaje się jednak, że bariera językowa to najmniejszy problem. Mury są w naszych głowach, bo po raz pierwszy w powojennej historii, w Krakowie mieszka tak liczna społeczność należąca do narodowej mniejszości. To nie są tylko pracownicy, którzy łatają nasz rynek pracy czy płatnicy, których składki, ratują nasz ZUS i NFZ.
To nasi sąsiedzi, rodzice kolegów naszych dzieci ze szkoły, krakowianie. Mają swoja kulturę, historię, lęk o swój kraj w którym na wschodzie na froncie wojennym codziennie giną ludzie. Mają marzenia, ambicje, plany dokładnie takie same jak wszyscy inni młodzi krakowianie. Fajnie by było, gdyby za kilka lat w Radzie Miasta Krakowa zasiadł radny/radna, krakowianin o ukraińskich korzeniach.