Narzekanie na tych, którzy w Krakowie budują domy, stało się już w naszym mieście tradycją i rutyną. Deweloperzy betonują miasto, odpowiadają za smog, bo zabudowują korytarze powietrzne, generują korki, niszczą zieleń. Deweloper to obelga, deweloper to zło. Jednocześnie wielu z nas, odsądzających deweloperów od czci i wiary, mieszka, (lub marzy o mieszkaniu) w domach, które ci projektują i budują. Lokale w nowych inwestycjach, czy to na dalszych osiedlach, czy w plombach w centrum miasta, sprzedają się lepiej niż przysłowiowe ciepłe bułki. Czyli że deweloper to zło, ale zło konieczne.
Reklama
Kraków jest jednym z nielicznych miast w Polsce, w którym przybywa mieszkańców. Ci nowi muszą gdzieś mieszkać. Dodajmy, że w zeszłym roku Kraków odwiedziło ponad trzynaście milionów turystów. Jeśli ruch turystyczny rozkładałby się w ciągu roku równomiernie (co, oczywiście, nie ma miejsca), to każdego miesiąca ludność miasta statystycznie by się podwajała!
Zachowanie równowagi miedzy terenami zielonymi a nowymi inwestycjami jest od lat największym wyzwaniem dla krakowskiego magistratu, który radzi sobie z nim raz lepiej, raz gorzej. Uratowanie od zabudowy Zakrzówka to niekwestionowany sukces. Choć trzeba pamiętać, że bez presji ekologów i ruchów miejskich, zamiast projektowanego parku, mielibyśmy tam już gotowe kolejne bloki. Po stronie porażek zapisać można byłe tereny sportowe ,,Cracovii’’przy ul. 3 Maja. Kilka dni temu ,,Gazeta Wyborcza w Krakowie’’ zamieściła przygnębiające kalendarium. Pokazuje ono, jak przez 20 lat miejscy radni i urzędnicy dopuścili do tego, by zamiast lekkoatletycznego stadionu i basenów powstawały tam apartamentowce.
Co dalej? Wielu z nas ma poczucie, że miasto rozwija się chaotycznie, nowe osiedla powstają coraz dalej od centrum, ich mieszkańcy (słusznie) domagają się nowych linii tramwajowych, nowych przedszkoli i szkół dla swoich dzieci. W tym samym czasie centrum się wyludnia, szkoły mają kłopoty z naborem uczniów, bo w obrębie pierwszej obwodnicy mieszkańców zastępują weekendowi turyści.
Nowy wiceprezydent Krakowa ds. zrównoważonego rozwoju miasta, Jerzy Muzyk, nie ukrywa, że pogodzenie sprzecznych interesów mieszkańców nie jest łatwe. ( zob. wywiad w „Gazecie Wyborczej w Krakowie” z 1 lutego 2019). Tereny, które chcielibyśmy widzieć zielone, mają swoich właścicieli, a ci z kolei, zamiast kolejnego parku czy nieużytku ekologicznego, widzą w nich lokatę kapitału dla dzieci czy wnuków.
Ci właściciele działek to też mieszkańcy Krakowa, głosujący w wyborach i płacący tu podatki. Każdy milion na wykup takiej działki przez miasto ( Zakrzówek kosztował 50 milionów) to mniej pieniędzy w budżecie na nowy chodnik czy odcinek linii tramwajowej. Czy mieszkaniec Nowej Huty, idący do pracy po dziurawym chodniku, ucieszy się z kolejnego parku na Krowodrzy? Czy mieszkaniec Azorów, któremu od lat obiecuje się linię tramwajową, przyklaśnie idei nowego parku w Nowej Hucie?
Reklama
Dyskusje o rozwoju Krakowa, toczą się nie tylko w Radzie Miasta czy magistrackich gabinetach, ale na forach w Internecie czy przy rodzinnych obiadach. I świetnie, bo Kraków jest ważny dla nas wszystkich i zasługuje na najlepsze rozwiązania. Dobrze jednak pamiętać w dyskusjach, że miasto to skomplikowany organizm i nie zawsze obiegowe opinie biorą to pod uwagę.