"Zamiast Igrzysk Europejskich zrobią nam "sasinadę" - alarmują politycy Platformy Obywatelskiej. Jednocześnie radzą prezydentowi Majchrowskiemu, by z decyzją o ewentualnym wycofaniu się poczekał do końca roku. Bo inaczej rząd zrzuci winę za porażkę na Kraków.
Reklama
.
"Ranga tego wydarzenia jest niewielka, w przeciwieństwie do kosztów, z którymi się wiąże. Same wydatki organizacyjne mogą pochłonąć nawet 400 milionów złotych. Jeżeli Kraków miałby być głównym organizatorem Igrzysk Europejskich, to absolutnie konieczne jest zapewnienie całkowitej rekompensaty poniesionych kosztów. Tymczasem w procedowanej ustawie autorstwa PiS znalazło się jedynie 160 mln opłat dla związków sportowych, a nie ma ani słowa o pokryciu kosztów organizacyjnych" - punktował na konferencji prasowej szef małopolskich struktur PO poseł Aleksander Miszalski.
"Na pytania zadane w czasie sejmowej Komisji Sportu oraz podczas obrad Sejmu dotyczących m.in. finansowania Igrzysk, nie uzyskałem żadnych konkretnych odpowiedzi. Tym bardziej poraża pasywny stosunek Marszałka Województwa Małopolskiego Witolda Kozłowskiego z PiS, który jako Przewodniczący Komitetu Organizacyjnego nie raczył pojawić się w Sejmie podczas pracy nad ustawą, by walczyć o potrzebne Małopolsce dofinansowanie" - dodał Miszalski.
Reklama
.
Działacze PO podejrzewają, że rząd ma problem z organizacją tej imprezy i chce się z niej wycofać, a rezygnacja Krakowa byłaby tylko pretekstem, by winę zrzucić na samorząd. Dlatego radzą prezydentowi Krakowa, by do końca roku poczekał z decyzją o ewentualnym wycofaniu się miasta z tej imprezy. "W połowie grudnia ustawa wróci do Sejmu po poprawkach Senatu i wtedy będzie jasne na co może liczyć Kraków" - zwrócił uwagę poseł Marek Sowa.