Krakowska prokuratura odmówiła śledztw w sprawie kilku krakowskich restauracji, które otwarły się mimo obostrzeń, ale te decyzje nie podobają się przełożonym - informuje Gazeta Wyborcza. Decyzje prokuratorów wzięli pod lupę ich przełożeni.
Reklama
Wielu zdesperowanych restauratorów, pozbawionych pomocy państwa, zdecydowało się otworzyć restauracje. Uznali, że przepisy o zamknięciu gastronomii są niekonstytucyjne, co zresztą kilka sądów już przyznało.
ZOBACZ TAKŻE: politycy PIS mogli złamać obostrzenia, bo są niekonstytucyjne
Rzecz w tym, że w Polsce w przeciwieństwie do np. Czech, Austrii, Niemiec nie ogłoszono stanu nadzwyczajnego, a pomoc dla przedsiębiorców kierowana jest na niejasnych zasadach. Wielu z nich otrzymało zaledwie... 5 tysięcy złotych.
ZOBACZ TAKŻE: Bistro "Zakopane" mimo pandemii plajty się nie boi
Otwierając lokale, restauratorzy zapewniali też o przestrzeganiu zasad sanitarnych. W kilku przypadkach opisywanych przez Gazetę Wyborczą wedle śledczych nie doszło do przestępstwa. Ale decyzjom tym już przyglądają się przełożeni prokuratorów i sprawdzają, czy "decyzje były odpowiednie".
Wraz z otwarciem w restauracjach pojawiły się od razu kontrole sanepidu i policjanci. Do prokuratury trafiły zawiadomienia o możliwości sprowadzenia zagrożenia dla życia i zdrowia przez szerzenie epidemii. W przypadku nowohuckiej restauracji "Wesołe Gary" policjanci zabrali nawet kasę fiskalną, by uniemożliwić prowadzenie biznesu.
ZOBACZ TAKŻE: Nalot policji na "Wesołe Gary". Zabrali im kasę fiskalną
Okazuje się jednak, że w części spraw prokuratorzy odmówili już śledztw, bo nie znaleźli dowodów na "szerzenie epidemii" i narażanie "zdrowia i życia obywateli".
Reklama
Prokuratury odmawiają również śledztw w sprawie niektórych manifestacji "Strajku Kobiet", bo również w tym przypadku nie są w stanie udowodnić, by ktoś celowo "szerzył epidemię". Ale w innych przypadkach śledczy próbują zmieniać kwalifikację czynu, by jednak "dobrać się do skóry" protestującym.
Więcej na ten temat w Gazecie Wyborczej.