Pionierska akcja lekarzy z Krakowa dała szansę na przeżycie pacjentowi z Raciborza. Jego stan dramatycznie się pogorszył i tylko podłączenie do znajdującego się w Krakowie płucoserca dawało mu szansę na przeżycie. Po raz pierwszy pacjenta podłączonego do takiego urządzenia transportowano śmigłowcem.
Reklama
Respirator już nie wystarczał. W stanie tak ostrego zapalenia, jakie dotknęło zakażonego COVID-19 pacjenta z Raciborza, płuca de facto przestały pracować. Ratunkiem mogło być tylko podłączenie do tzw. płucoserca.
Fachowo rzecz ujmując chodzi o ECMO Extra Corporeal Membrane Oxygenation, które pozwala na pozaustrojowe utlenowanie krwi. "De facto to urządzenie zastępuje płuca" - wyjaśnia doktor Konstanty Szułdrzyński z Centrum Terapii Pozaustrojowych Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie. "Nie leczy, ale pozwala zyskać na czasie" - dodaje. W ciągu minuty niemal cała krążąca w człowieku krew przepływa przez to urządzenie. "Brzmi jak z horroru, ale to naprawdę działa" - wyjaśnia doktor Szułdrzyński.
Zmieszczenie pacjenta wraz z całą aparaturą w stosunkowo niewielkim śmigłowcu nie jest łatwe. Trzeba uważać żeby żadnego elementu nie uszkodzić. Do tej pory w Polsce takiego transportu nie realizowano. "Tak się szczęśliwie złożyło w tej trudnej sytuacji, że akurat tydzień wcześniej ćwiczyliśmy taką akcję z Lotniczym Pogotowiem Ratunkowym. Dzięki temu akcja przebiegła bez zarzutu" - opowiada lekarz.
W krajach najbardziej dotkniętych przez pandemię, jak Włochy, płucoserc nie używano do ratowania pacjentów, bo przy bardzo dużej liczbie chorych lekarze nie mieli czasu i ludzi, by tę skomplikowaną procedurę zastosować. - Cieszę się, że mamy możliwość leczenia pacjentów na absolutnie najwyższym poziomie światowym - podsumowuje doktor Szułdrzyński. Nagrany przez niego film w czasie transportu można zobaczyć w materiale telewizji TVN.
Reklama
W Polsce mamy 47 tego typu urządzeń. Jedno kosztuje ok. 360 tys. zł.