W marcu prawie połowa próbek zebranych w mieście wykazywała ślady wirusa. W kwietniu wirus wykrywany był incydentalnie. Badania naukowców z UJ dowodzą, że dezynfekcja miasta ma sens.
Reklama
O wynikach badań naukowców z Małopolskiego Centrum Biotechnologii UJ, którzy między 17 marca a 6 kwietnia analizowali obecność wirusa w 20 wybranych punktach Krakowa, informuje serwis Urzędu Miasta krakow.pl.
Próbki do badań pobierali strażnicy miejscy z miejsc o dużym natężeniu ruchu. Wymaz pochodziły np. z bankomatów i biletomatów zlokalizowanych na przystankach autobusowych, m.in. przy pl. Wszystkich Świętych, rondzie Mogilskim, Teatrze Bagatela, Nowym Kleparzu, pętli „Mały Płaszów” czy galerii handlowych.
– Wykorzystany przez nas test cechuje bardzo wysoka czułość, gdyż jest w stanie wykryć nawet pojedyncze kopie wirusa. Stosowany jest m.in. w Niemczech do testowania próbek od pacjentów – tłumaczy dr hab. Paweł Łabaj, współautor badań.
Jak pokazały badania, w połowie marca w ponad 40% próbek można było znaleźć materiał genetyczny wirusa. W kwietniu tylko jedna próbka danego dnia była pozytywna. Wirus pojawia się incydentalnie, wraz z pojawieniem się w określonym miejscu chorej osoby, a nie jest stale obecny w przestrzeni publicznej, tłumaczą autorzy badań.
Wyniki dowodzą, że podjęte przez miasto kroki, w tym dezynfekcja przestrzeni publicznych, przyniosły oczekiwane skutki. Rzecz jasna każdego z nas nadal musi obowiązywać ostry rygor sanitarny.
Dezynfekcja miasta rozpoczęła się 20 marca. Prowadzi ją krakowskie MPO. Gmina Miejska Kraków przeznacza na ten cel 3 mln zł.
Reklama