Wpadamy czasem w taką pułapkę, że chcemy poznawać to, co dalekie, coraz dalsze, chociaż nie odkryliśmy jeszcze najbliższego. Dlatego, jako napływowa nowohucianka, ucieszyłam się bardzo na wieść o wycieczce z lokalsem po Nowej Hucie. Wycieczce bez przejażdżki trabantem, wchodzenia do schronów i innych gadżetów, a jednak innej niż wszystkie.
Reklama
To za sprawą pana Tadeusza, który wychowywał się w Nowej Hucie, więc choć nie jest profesjonalnym przewodnikiem, ma w zanadrzu mnóstwo ciekawostek i anegdotek - o tym, że Szpital Żeromskiego prowadził kiedyś własne gospodarstwo rolne; że w Stylowej można było zapłacić pianiście za utwór, ale wbrew stereotypom, nie dało się tam zamówić wódki; że zanim powstał lokal Jubilatka, działała tam Halinka, do której pan Tadeusz pamięta do dzisiaj numer telefonu.
“Różnił się jedną cyferką od numeru telefonu do naszego domu, więc ludzie ciągle dzwonili i pytali o Halinkę. ‘Już wołam mamę!’ - odpowiadałem, bo miała na imię Helena, więc w sumie podobnie” - wspomina.
Inna niż wszystkie, także za sprawą idei. “Z nami połaź” to projekt aktywizujący osoby w sytuacji bezdomności - czyli takiej, w jakiej znajduje się pan Tadeusz.
Na dwóch pilotażowych, darmowych wycieczkach, dofinansowanych ze środków Biura Inicjatyw Społecznych i FIO Małopolska Lokalnie - Północ, nowohucki przewodnik spisał się świetnie. Dopisała też frekwencja. Fundacja Los Polacos, która wymyśliła ten projekt, nie wyklucza kolejnych, już płatnych spacerów.
“Chcemy, żeby osoba w sytuacji bezdomności otrzymywała pieniądze nie od urzędu, fundacji, tylko właśnie od drugiego człowieka, który chce się z nim spotkać, docenić jego unikalną wiedzę i wysiłek. Wtedy poczuje się doceniony, będzie chciał pracować. Chcemy też zwiększać zakres tych spotkań nie tylko o spacery po Krakowie, ale też wykłady. W najbliższym czasie planujemy na przykład spotkanie o polskim filmie” - mówi Marek Piątkowski, pomysłodawca akcji i założyciel fundacji.
“Pan Tadeusz był naprawdę zadowolony, że mu tak dobrze poszło, co było w tym wszystkim najfajniejsze” - dodaje.
Reklama
Podczas jesiennego spaceru mijamy kultowy sklep ogrodniczy, nieczynną już Mozaikę, blok szwedzki. Każdy przystanek wiąże się z jakąś historią. Kończymy przy Zalewie Nowohuckim, w Grillu maNHattan, gdzie jemy wspólnie imieninowy tort. Pytam solenizanta, co dla niego znaczą te spacery:
“Chce mi się żyć. Mam dodatkową motywację, by się lepiej dokształcić. Nawet na dancing bym poszedł, jak kiedyś w Nowej Hucie, ale już takich nie ma…”