To było rok temu w niedzielę, 12 sierpnia przed południem. Maciej Konieczny zginął potrącony na pasach przez pędzące Porsche. Krótko przed wypadkiem nagrywaliśmy jego wspomnienia o kultowej stołówce "U Stasi" założonej przez jego mamę.
Wizyta u Stasi to wciąż absolutny krakowski obowiązek. Nie wstąpić tu choć raz, to prawie tak, jak nie zajrzeć na Wawel, Skałkę, albo – nie przymierzając – do Jamy Michalika. Wystrój lokalu, co prawda nieco uboższy, ale za to jedzenie… jak wspomnienie dzieciństwa (czyli w moim przypadku czasów, gdy wszystko było na kartki, miało więc cudowny smak zakazanego owocu) . Obecnie obowiązkowy punkt w poważnych, zagranicznych przewodnikach po Krakowie.
Stanisława Konieczna założyła jadłodajnię na Mikołajskiej w 1927 roku. Na początku jadali tu głównie profesorowie i studenci UJ. Bar przetrwał okupację, za Bieruta został zamknięty, po trzech latach udało się jednak reaktywować prywatną (o zgrozo) stołówkę.
Za komuny jadłodajnia dzień w dzień przeżywała oblężenie. Co akurat nikogo dziwić nie powinno, bo kolejki były nieodłączną częścią szczęśliwie minionego systemu. U Stasi jadali wszyscy, od kwiaciarek z rynku, po poetów, pisarzy i aktorów (stołował się tu cały Słowak i Teatr Stary).
Bar, w przeciwieństwie do wielu mu podobnych, bez problemu przetrwał burzliwe lata 90-te. Ba, zyskał wtedy międzynarodową sławę. Stasia do dziś jest we wszystkich szanujących się przewodnikach po Krakowie, Jadłodajnię filmowały też ekipy dziennikarskie z Niemiec, Finlandii, a nawet Japonii.
Recepta na sukces jest prosta. Żadnych kuchennych rewolucji. Tak menu, jak wystrój lokalu od kilkudziesięciu lat pozostają niemal niezmienione. A poza tym jest smacznie i tanio.
Mimo tragicznej śmierci właściciela lokal działa nadal. Wszystko niby po staremu. Z tym jednym, ważnym wyjątkiem...