„Spodziewamy się, że w przypadku rosyjskiej inwazji na Ukrainę na dużą skalę do Polski napłynie od 3 do 5 milionów uchodźców, z czego nawet pół miliona zostanie w Krakowie” – przewiduje w rozmowie z Life in Kraków Rafał Grabowski, prezes Fundacji Współpracy Polsko – Ukraińskiej U-WORK
Reklama
.
Zdaniem przedstawicieli organizacji pozarządowych, zajmujących się pomocą dla Ukraińców, ani Polska, ani Kraków nie są przygotowane na tak dużą skalę migracji.
Według danych ZUS w Polsce pracuje legalnie około miliona Ukraińców, w aglomeracji krakowskiej ok. 130 tysięcy.
– Szacujemy, że w przypadku wojny na dużą skalę do każdego mieszkającego już w Polsce Ukraińca może przyjechać od 3 do 5 osób z rodziny lub znajomych – podkreśla Grabowski.
Kierowana przez niego Fundacja Współpracy Polsko – Ukraińskiej U-WORK obserwuje już wzrost liczby pytań dotyczących zapisania dziecka do szkoły, czy pracy dla kobiet w średnim wieku bez znajomości języka polskiego.
- To może świadczyć o tym, że mamy już do czynienia z procesem łączenia rodzin, że pracujący tu mężczyźni ściągają swoje żony i dzieci – mówi nasz rozmówca.
Jego zdaniem nie jesteśmy przygotowani na przyjęcie tak dużej liczby uchodźców.
– Trzeba będzie zapewnić im szczepienia przeciw COVID, pomóc znaleźć pracę i zakwaterowanie, bo duża część Ukraińców w Krakowie mieszka w małych 30-metrowych mieszkaniach i trudno im będzie przyjąć w nich kilka dodatkowych osób – podkreśla Rafał Grabowski.
Prawdopodobnie trzeba będzie w trybie pilnym zorganizować edukację po ukraińsku dla dzieci.
Reklama
.
Jednak sami Ukraińcy mieszkający w Krakowie, z którymi rozmawialiśmy, w inwazję nie wierzą. Do trwającej już 8 lat wojny się przyzwyczaili. Sądzą, że Rosja próbuje jedynie jeszcze bardziej zastraszyć Ukrainę.
- Cała moja rodzina została na Ukrainie i nie zamierza stamtąd wyjeżdżać. Nie boimy się, nie ulegamy panice, którą chce wywołać Rosja - podkreśla Roman Kozlov, 22-letni student z Żytomierza.
- Od listopada już czekamy na ten kolejny atak, ale nie wpadamy w panikę. Jak mówi ukraińskie przysłowie: zachowujemy zimna głowę i czyścimy broń – mówi obrazowo Nadiia Moroz-Olszewska, kulturalna aktywistka pochodząca z Połtawy.
Gdyby jednak do wojny doszło, nie powtórzy się sytuacja z aneksją Krymu, bo tym razem są gotowi do twardej obrony.
Oksana Skrepetska, 20-letnia studentka z Tarnopola mówi nam, że w przypadku wojny jej ojciec będzie walczył, a jej mama zostanie z nim na miejscu. Do Krakowa przyjechałaby jedynie jej 15-letnia siostra.
Reklama
.
Wszyscy, z którymi rozmawialiśmy, są pewni, że Ukraińcy stawią opór. Każdy na swój sposób stara się pomagać.
Olha Kolomoiets z Zaporoża, 34-letnia matka czworga dzieci razem z mężem regularnie włącza się w publiczne zbiórki funduszy na rzecz obrony Ukrainy.
Na Ukrainie nie mają już najbliższej rodziny. Mają jednak nadzieję, że kiedyś będą mogli odwiedzić rodzinne strony jej męża, który pochodzi z Donbasu. Tam też jest pochowany jego ojciec, który zmarł podczas Majdanu.