To był chory pomysł" - tak koncepcję zalania wodą Doliny Prądnika komentował Marcin Szymański, mieszkaniec Prądnika Korzkiewskiego, który rozpoczął akcję pod hasłem "Ocal Dolinę Prądnika". Plan Wód Polskich zakładał budowę tamy i zbiornika retencyjnego. Protesty dały jednak pozytywny efekt.
Pomysł, by zalać wodą jedną z najpiękniejszych dolin Jury Krakowsko - Częstochowskiej został ujęty w planie zarządzania ryzykiem powodziowym. Mieszkańcy zwracali uwagę, że Prądnik Korzkiewski, gdzie miała powstać dziewięciometrowa zapora znajduje się w otulinie Ojcowskiego Parku Narodowego, a teren tej jest objęty programem Natura 2000.
To siedlisko wyjątkowych, chronionych gatunków roślin i do tego część Parku Krajobrazowego Dolinki Krakowskie. A wszystko w odległości 16 kilometrów od centrum Krakowa.
Gdyby projekt Wód Polskich, głównego podmiotu odpowiedzialnego za krajową gospodarkę wodną, doszedł do skutku, to oznaczałoby to wysiedlenia mieszkańców, burzenie domów i zniszczenie ekosystemu doliny. Dla krakowian skończyłaby się możliwość przejechania tędy rowerem z Krakowa do Ojcowa, zniknęłyby ścieżki rowerowe, piesze szlaki. Jak udalo się powstrzymać ten projekt?
Reklama
Mieszkańcy zaczęli słać pisma i inerweniować u polityków. W sprawę zaangażowała się m.in. posłanka do Parlamentu Europejskiego Róża Thun. W odpowiedzi na jej pismo Wody Polskie napisały o zmianie planów.
Wody Polskie poinformowały, że po "dokonaniu nowych obliczeń" zdecydowały się zrezygnowac z budowy zbiornika, który doprowadziłby do zalania Doliny Prądnika.
Przyjęto alternatywne rozwiązanie, którym jest budowa czterech suchych zbiorników przeciwpowodziowych i jednego polderu, mogących zgromadzić 332 tys. m³ wód powodziowych na terenach gmin Sułoszowa, Skała i Wiela Wieś.
Reklama
"Dzięki Waszemu wsparciu i zaangażowaniu inwestycja w rejonie Otuliny Ojcowskiego Parku Narodowego nie powstanie" - napisali na swojej stronie aktywiści.