To robot na miarę naszych możliwości, my tym robotem otwieramy oczy niedowiarkom… Właśnie tak. Serio. Luna jest wyjątkowa – wymyślił ją gliwicki student, pomogli krakowscy projektanci, kasę wyłożyło Jagiellońskie Centrum Innowacji. Luna działa. I to jak!
Mądrzy ludzie twierdzą, że to najnowocześniejszy w Europie (a może i na świecie) robot do rehabilitacji osób z niepełnosprawnością ruchową. Najważniejsza w nim jest jednak nie technologia, a pomysł. Dzięki niemu rehabilitacja zamiast udręką staje się zabawą, grą, rozrywką.
Lepsze niż Playstation
Luna jest stworzona dla dzieciaków. Widziałem, jak zamienia się w statek kosmiczny albo samochód. Widziałem zaciśnięte zęby Marysi, która zapominała o tym, że boli, bo miała do zestrzelenia atakującego ją potworka. Chore maluchy dzięki Lunie robią to, co lubią najbardziej: grają w gry komputerowe.
W gabinecie rehabilitacyjnym grę kontroluje się joystickiem lub kierownicą. Można też za pomocą impulsów wysyłanych wprost przez mięśnie. Wystarczy zgiąć lub wyprostować rękę. Możliwe jest to dzięki elektromiografii, czyli monitorowaniu sygnałów elektrycznych wysyłanych przez mięśnie. Rehabilitant może ustawić odpowiedni wysiłek dla pacjenta. Robot wymaga wiele, ale nigdy nie daje zadań ponad siły. Kierownica stawiać będzie opór z jakim poradzi sobie rehabilitowana osoba.
Genialna konstrukcja
Osoby z największymi problemami przy pracy z Luną korzystają z egzoszkieletu. Przypomina on ramię Terminatora lub innej postaci Sci-Fi, podobnie też działa. Stalowe ramię wspiera pracę rehabilitowanej kończyny. Wychwytuje najsłabsze impulsy, wzmacnia je, dzięki czemu chory może się poruszać. Z czasem mięśnie wykonują coraz więcej pracy, egzoszkielet dokłada od siebie coraz mniej.
W krakowskiej przychodni Imicare usłyszałem historię kilkuletniego chłopca. Kiedy zaczynał pracę z Luną, nie był w stanie ruszyć nawet palcem. Po kilku miesiącach przyjechał na zajęcia z małym pluszakiem w ręku…