Muzyka Igora i Kuby działa trochę jak wirus. Kiedy usłyszałam Bass Astral x Igo po raz pierwszy, poleciłam ich twórczość kilkudziesięciu znajomym. Wszyscy, niezależnie od muzycznych upodobań, zareagowali tak samo: to jest świetne, wciąga, hipnotyzuje. Z taką jednomyślnością dawno się nie spotkałam.
Reklama
Dwie zupełnie różne osobowości, które blisko muzyki były od zawsze. Igor pamięta, jak w dzieciństwie podśpiewywał sobie Joe Cockera albo Aishę. Kiedyś poprosił dziadka o gitarę. Ten nie do końca poważnie potraktował prośbę wnuka i skuszony promocyjną ceną, przyniósł mu akordeon. Instrument był tak duży, że przeważył kilkuletniego Igora, kiedy ten spróbował go ubrać. Gitarę dostał później, ale jako posiadacz tak mocnego głosu nie mógł wybrać inaczej - skupił się na wokalu.
Reklama
Kuba już za dzieciaka założył zespół, zbudowali z kolegami prowizoryczną scenę z desek, zaprosili nawet kilka osób na swój pierwszy koncert. Niestety, ostatecznie jego mama nie zgodziła się na ten występ. Zapisała go za to na lekcje pianina, których nie znosił. Specjalnie mylił nuty, żeby nie musieć dłużej ćwiczyć. Gdy podrósł, znalazł swój instrument – gitarę basową. Nie wypuścił jej już z rąk przez wiele lat.
Nie pamiętają dokładnie, kiedy się poznali, ale 7 lat minęło już na pewno. Byli jeszcze nastolatkami, kiedy stworzyli zespół, tym razem już z prawdziwego zdarzenia. Tak powstało Clock Machine. Charakterystyczna chrypa Igora idealnie pasowała do rockowych brzmień, które grali najchętniej.
Reklama
Szło im nieźle, zdobyli niemałą grupę fanów, wystąpili na Woodstocku. W międzyczasie Kuba nauczył się obsługi prostych programów do samplowania. Na którejś z prób usiedli z Igorem przy komputerze i doszli do wniosku, że mogą z tą elektroniką zrobić fajne rzeczy. Pojawiła się okazja, żeby z nowym projektem pojechać nad morze. Na szybko przygotowali 46 kawałków, głównie covery piosenek Clock Machine. Tak powstał projekt Bass Astral x Igo.
Nowe aranżacje naprawdę szybko wpadły w uszy tłumów. Bilety na koncerty wyprzedają się błyskawicznie. A to właśnie na żywo chłopaki pokazują pełnię swoich możliwości. Najbardziej lubią, gdy scena jest na środku sali tak, żeby ludzie mogli tańczyć wokół nich. A ciało do tańca rwie się samo, zwłaszcza, gdy obserwuje się, co Kuba wyprawia na scenie. Co takiego tkwi w tej ich muzyce? Ciężko powiedzieć – jest synth pop, jest funk, jest disco, czasem jest nawet trochę balladowo. A to wszystko okraszone ochrypłym głosem Igora. Świeżość. Chłopaki po prostu bawią się dźwiękami i to jest chyba najfajniejsze.
Reklama
Równo rok temu wydali swoją drugą płytę Orell, to nas skłoniło, by przypomnieć nagranie, które zrealizowaliśmy z nimi gdy zbierali pieniądze potrzebne do jej wydania. Wtedy byli dla nas świeżym odkryciem w krakowskich klubach. Dziś to już gwiazdy pełną gębą.