„Café Luna” to słowno-muzyczna i komediowo-liryczna opowieść o poszukiwaniu miłości. Ten odwieczny, wręcz sztampowy temat został tu zaprezentowany w niekonwencjonalny sposób – w queerowo-kampowej aurze inspirowanej wczesną twórczością słynnego hiszpańskiego reżysera filmowego Pedro Almodóvara. Z jego filmów pochodzą wszystkie piosenki wkomponowane w fabułę sztuki, do melodii których zostały napisane polskie teksty (nie tłumaczone z wersji oryginalnych).
Reklama
Fabuła sztuki wydaje się prosta, lecz obfituje w zwroty akcji. Cztery samotne kobiety (Carmela, Rosita, Bianca i Emma) każdego wieczoru o tej samej porze spotykają się w tytułowej knajpce Café Luna należącej do Loli. Podła spelunka w równie podłej dzielnicy miasta wydaje się miejscem zwyczajnym i do bólu realistycznym, lecz szybko ulega odrealnieniu, przeradzając się w scenerię wspomnień, tęsknot, uniesień i rozpaczy, a nawet magii. Niczym w znanym dramacie Becketta Czekając na Godota (oczywiście – toutes proportions gardées) bohaterki przychodzą tu tylko po to, by czekać. Ich samotność jest nie do zniesienia i ciągle wypatrują „tego jedynego”, z nadzieją, że cudownym zrządzeniem losu zawita kiedyś w te ponure progi.
Patriarchalny wzorzec, w myśl którego to mężczyźni spotykają się ze sobą na gadaniu o kobietach przy butelce wódki i drwią ze stereotypów kobiecości ulega przełamaniu. Tutaj to kobiety przesiadują w knajpie, pijąc alkohol i pozwalając sobie na niewybredne żarty o stereotypach męskości. Nie tylko jednak szydzą z mężczyzn – każda z nich dzieli się też swoim najpiękniejszym wspomnieniem o wielkiej miłości, która przydarzyła się jej raz w życiu, i którą zniszczyła – brakiem dojrzałości, głupotą czy nieuwagą.
Wszystkie marzą wprawdzie o mężczyźnie (czego zapewne nie wybaczyłyby im ortodoksyjne feministki) jednak nie znaczy to, że pragną męskiej dominacji, lecz zwyczajnej i zdrowej relacji z partnerem, jaką wiele myślicielek feministycznych obecnie akceptuje. Inaczej, niż w sztuce Becketta – wytęskniony, a nawet wymodlony „Godot” w końcu przybywa do Café Luna – lecz w bardzo zaskakującej postaci. Tajemniczy gość spełnia życzenia kobiet, po czym w magiczny sposób znika, a one decydują się nadal przychodzić każdego wieczoru do knajpy, by cierpliwie czekać na miłość, która być jednak może kiedyś nadejdzie.
Przesłanie sztuki może się wydawać kontrowersyjne, choć w obecnym świecie – naznaczonym dyskryminacjami, zwłaszcza w sferze ludzkich uczuć, z których jedne są uznawane za „gorsze”, a inne za „lepsze” – nie jest pozbawione sensu. Mimo, że pozornie banalne: miłość – gdy jest prawdziwa – nie wybiera płci i niweczy wszelkie podziały.














