„Nikt nam nie zrobi nic…”, zaśpiewał kupujący w mojej piekarni klient do kobiety oddzielonej od niego płytą z plexi. Na drzwiach piekarni jest napis, informujący o tym, że godziny pracy piekarni są krótsze oraz że wewnątrz mogą przebywać maksymalnie 4 osoby. Nie wiem, czy śpiewający ten fragment pieśni, znał jej dalszą część: „bo za nami jest marszałek Śmigły – Rydz”. Jeśli znał, to udawał, że nie zna. Wiadomo, jak skończyła się opieka marszałka Śmigłego – Rydza nad Polską. Sam zaśpiew jest optymistyczny. Szukam przejawów optymizmu w czasie pandemii światowej.
Reklama
Kiedy jedzie się z Krakowa do Katowic autostradą, po prawej stronie widać coś na kształt kosmicznego miasteczka. Ułożone obok siebie betonowe kopuły, połączone chodnikami. Wkoło parkingi na wiele samochodów. Mieszkańcy Krakowa do tego widoku już się przyzwyczaili, ale kiedy wiezie się kogoś spoza Krakowa, ten zazwyczaj jest mocno zainteresowany, co to jest. I pyta. Przecież nie mogę odpowiedzieć, że nie wiem. Odpowiadałem, co mi przychodziło do głowy. „A to?! To fabryka miryn”. „Acha” odpowiadał pytający, bojąc się zapytać, co to są te miryny, żeby nie wyjść na ignoranta. I miałem spokój. Nie musiałem wymyślać, co to są te miryny. Do czasu.
Niestety z pamięcią moją bywa różnie, nie zawsze pamiętam, co mówiłem wcześniej. Kiedy jechaliśmy koło Alwerni z tym samym pasażerem drugi raz, ten zapytał ze znawstwem „Nadal produkują tu miryny?”. Zgłupiałem i bąknąłem coś o kłopotach z prądem i dostawami, bo nie wiedziałem, co to są te miryny.
Dlaczego tyle o tym piszę? Bo tam właśnie w minioną sobotę odbył się turniej „Fame MMA”. Mimo zakazu zgromadzeń. Nie za bardzo wiem, co to jest to MMA, ale sądząc po zdjęciach w gazecie, biorą udział w tym turnieju sami groźni mężczyźni, bo wszyscy są w klatkach. Turniej bada prokuratura, w związku z naruszeniem zakazu zgromadzeń. Organizatorzy podali, że nie będzie publiczności, tylko będzie kręcony film.
W czasie kręcenia filmu też przecież są gapie. Kiedyś na plaży w Sopocie kręcono film „Godzina Pąsowej Róży” i do grającej w nim Krystyny Sienkiewicz podszedł jakiś mężczyzna z pytaniem „co tu kręcą?” Krysia bez zmrużenia okiem odpowiedziała: „Popiół i Diament”. „A, widziałem” odpowiedział mężczyzna i odszedł. W każdym razie w „Alvernia Planet” odbył się turniej Fame MMA. Nigdy bym się nie dowiedział, że to coś nazywa się „Alvernia Planet”, gdyby nie złamali zakazu w czasie epidemii. I to jest ewidentny plus naszej sytuacji .
Pracownicy służby zdrowia skarżą się, że często pacjenci nie przyznają się do objawów wywoływanych przez koronawirusa. Nie wiem, dlaczego się nie przyznają. Boją się kwarantanny? Czy może myślą, że jak się nie przyznają, to wirus się obrazi i sobie pójdzie? W każdym razie bardzo to utrudnia służbie zdrowia leczenie.
Tak jakby ta służba zdrowia utrudnień jeszcze potrzebowała...
A tu tymczasem pewien mieszkaniec Bochni zgłosił się do szpitala, podając, iż ma objawy typowe dla koronawirusa, informując przy tym, że niedawno wrócił z Niemiec. Gazeta nie podaje, co naprawdę mu było, ale okazało się, że podał objawy zakażenia wirusem, bo nie chciał czekać na SOR-ze w kolejce. I rzeczywiście nie czekał. Ale będzie teraz musiał zapłacić 1200 zł za test i ponadto grozi mu do trzech lat więzienia. Bo nie był w Niemczech i nie miał objawów sugerujących koronawirusa.
Czyli trzeba mówić prawdę.
A to czasem łatwe nie jest. Jest godzina 11. Jestem w sklepie. I spotykam znajomą. „Cześć, co ty tu robisz?” pytam. „Jak to co? Zakupy!” „O tej porze? Przecież to jest godzina dla seniorów, a ty od paru dobrych lat mówisz, że nie przekroczyłaś sześćdziesiątki” „Przyszłam tylko dlatego, że mi się zawieruszył… ten… no… jak to się nazywa…?” mówiła szybko, idąc do wyjścia. Wyszła. „Co jej się zawieruszyło?” spytałem sam siebie na głos. „Pesel” podpowiedziała mi pani w kasie zza plexi.
I proszę jaka klamra opowieści. Zaczęło się od pani zza plexi i tak się skończyło.
Reklama