Od paru tygodni społeczeństwo jest proszone o współpracę z władzami miasta. Zwracamy się do mieszkańców Krakowa o pozostawanie w domach. Taką strategię wybrała Polska i powinniśmy się jej podporządkować. Ano właśnie, czy tak jest: czy współpraca i wzajemne zaufanie istnieją? Istotą bycia Polakiem i Polką jest, jak się zdaje – brak zaufania do władz wszelkich i na wszystkich szczeblach. Jeśli proszą, abyśmy pozostawali w domach, to zapewne "o coś tam im chodzi" i oczywiście, w imię patriotycznej tradycji powinniśmy zachowywać się inaczej.
Reklama
No bo przecież Polak kocha wolność. Byliśmy pierwsi w bloku socjalistycznym, którzy zdecydowali się zrzucić jarzmo Rosji i socjalizmu itd., itd. Wiele przykładów mówi o tym, jak nasze narodowa przekora i umiłowanie wolności – było początkiem wielu wydarzeń w świecie.
Zapominamy jednak o tym, że człowiek o odpowiednio ukształtowanym charakterze, czyli człowiek cnotliwy (homo virtuous) bierze odpowiedzialność za swoje działania względem siebie, swoich najbliższych, ale także i społeczności, w której żyje. Odpowiedzialność taka jest dla niego zobowiązaniem moralnym mieszczącym się w granicach jego wolności. Człowiek taki jest zobowiązany do pomocy potrzebującemu bliźniemu w granicach swoich możliwości i w zgodzie z własnym sumieniem.
Tak więc, jak mówią specjaliści od epidemiologii, powinniśmy w domach pozostać, aby zarazy nie roznosić. Polak wolność kocha, ale jest także odpowiedzialny za siebie i innych, więc się dostosuje. Niestety, okazuje się jednak, ze tak nie jest i że jest to zbyt trudne do zrozumienia.
Place zabaw pełne są dzieci z matkami, z babciami i dziadkami, chociaż wszyscy proszą, aby starszych ludzi izolować od kontaktów. W sklepach można bez przerwy spotykać starszych rodaków, pomimo tego, że są oni najbardziej zagrożeni. Trudno jest porozumieć się z krakowianami. Prezydent apeluje, radni proszą i w zasadzie nic z tego nie wynika.
Moja świadomość się nieustająco buntuje, bo wolność szanuje ponad wszystko - ale, ze względu na panującą sytuację podpowiadałam prezydentowi, aby pozamykać place zabaw. I bardzo jestem zadowolona z jego decyzji zamknięcia tychże obiektów. Niestety, bolesne są to decyzje, ograniczające wolność człowieka dla jego dobra. Przejaw paternalizmu władzy, no cóż, na życzenie.
A miasto wyludnione, bez turystów, bez pieniędzy, bez napiwków, bez dostaw, bez podatków. Smutne miasto. Niektórzy widzą, jak bardzo smutne bez nielubianego prze wielu, hałasu.
Ale także bez miejsc pracy, bez zysków. Miasto w czasie zarazy. Z drugiej zaś strony miasto, w którym się pokazało tak wiele współpracy, współczucia, pomagania sobie wzajemnie.
Opisy zamkniętego Oranu w „Dżumie” Alberta Camusa przestały być dla nas abstrakcją r i metaforą. Camus napisał: „Na świecie było tyle dżum co wojen. Mimo to dżumy i wojny zastają ludzi zawsze tak samo zaskoczonych.”
Reklama
Jedną z twarzy strachu jest bagatelizowanie zagrożeń. Ludzie za każdym razem, kiedy się znajdują w takiej sytuacji reagują podobnie. Defoe w „Dzienniku roku zarazy” opisywał sytuację w Londynie w 1665 r. Główne środki zaradcze były wówczas dość podobne do dzisiejszych: po pierwsze – izolacja w domach. I wtedy też byli tacy, którzy uważali, że choroba ich nie dotyczy.
Chcemy powrócić do szkół, na uczelnie, do kawiarni. Poświęćmy więc tę wiosnę na zrozumienie naszego położenia. Władze miasta starają się, abyśmy przeżyli sytuację jak najszybciej, z jak najmniejszymi szkodami, ale niestety, bez współpracy nam się to nie uda.
Dżuma w Oranie trwała dziewięć miesięcy, my starajmy się zwalczyć koronowirusa szybciej.