Stało się. Chcą zlikwidować pocztę. Ostatnie miejsce, w którym zawsze były kolejki. Napisała o tym Wyborcza. Gazeta Wyborcza.
Reklama
Nawiasem mówiąc, ostatnie dwa felietony wysyłałem do pana Rafała. I pan Rafał zmieniał im tytuł, wybierał promujące je zdjęcie i umieszczał. Troszkę mnie denerwowało, że w przypadku dwóch ostatnich felietonów ukazywały się później niż wcześniej. Do czasu telefonu od pana Rafała. Pan Rafał zadzwonił do mnie, by mi przypomnieć (coś, o czym nie wiedziałem), że już nie pracuje w „Life in Krakow”, tylko wrócił do Radia Kraków. I żebym wysyłał swe teksty do „Life in Krakow". Sprawdziłem. Maile od pana Rafała informujące mnie o tym fakcie miałem w Spamie. A Spam to jest fragment „poczty elektronicznej".
Wracam do początku mojej wiadomości, jeśli zlikwidują pocztę to nasza „poczta elektroniczna" będzie się inaczej nazywała? Jeśli tak, to jak?
Mamy tu u nas pocztę. I zawsze tam są kolejki. Zawsze! Zauważyłem, jak powiększa się zakres usług poczty. Sprzedają książki! Oczywiście w czasach, kiedy władzę miała zjednoczona prawica, tytuły książek były dostosowane do ich wizji świata. I, co tu kryć, żadnej książki tam nie kupiłem, ale możliwość była.
Notabene w notatce pana Piotra (autora tekstu w Wyborczej) przeczytałem, że poczta wpłynęła na popularyzację książek naszej noblistki. W mniejszych miejscowościach nie było księgarń, a poczta była. I tam głównie mieszkańcy kupowali książki pani Olgi Tokarczuk. Oprócz książek można tam kupić wiele innych rzeczy – do tej pory sprzedawanych w kioskach Ruchu – ale nigdy nie widziałem, żeby ktoś z tej oferty skorzystał.
Poczta to poczta. Tam się nie idzie na zakupy. Tam się idzie na pocztę. Kiedyś, już chyba o tym pisałem, kiedy postanowiłem być prawym obywatelem i po telefonie z Policji informującym mnie, że znaleziono dziuplę (to określenie miejsca ze skradzionymi rzeczami) z kołpakami, nawiasem mówiąc moich kołpaków tam nie było, poszedłem na Policję i zgłosiłem ich kradzież.
Reklama
Po tym fakcie zaczęły do mnie przychodzić pisma z Sądu. Każde polecone. Więc spędziłem mnóstwo czasu na pobliskiej poczcie. W ostatnim piśmie przekazano mi, że młodzieńców zidentyfikowanych jako właścicieli „dziupli” oddano pod kuratelę rodziców.
I to nam chcą zlikwidować? Zniknie zawód listonosza? Co chwilę natykam się na umieszczoną w skrzynce na listy informację tej treści „Jesteśmy w domu! Proszę nie zostawiać awiza!”.
Przecież gdyby ten listonosz miał paczkę dla nas – musiałby mieć też dla innych. Pokażcie mi takiego listonosza, który by dał radę. Notabene nazwa „listonosz” też by znikła. Oni już dawno przestali być listonoszami, lepsze określenie dla nich to doręczyciel - choć nie brzmi najlepiej.
No i najważniejsze. Kolejki. Gdyby się chciało dziecku pokazać, jak było w PRL-u, trzeba je koniecznie wziąć na pocztę. Takie kolejki bywały wszędzie. A w sklepach był tylko ocet i musztarda.
I dziecko pyta: „Ocet i musztarda w całym Tesco?”
Nie da się zakopać różnicy pokoleń. To może i poczta niepotrzebna?