Pijacy wszelkiej maści, moczymordy i ochleje, bibosze, birbanty i bon vivanty , hulajdusze, kiziory i chlory, nadżizdani eleganko panowie, ochlaptusy, chlejusy i kirusy, gazownicy i epikurejczycy, utracjiusze, syberyci i oczajdusze, brynole, jagodowcy i szturmowcy, obwiesie, krętacze, dentaturowcy, opoje w pojedynkę i we dwoje, szumowiny, łapsterdaki i padaki - rzec wam chciałem: Idzie wiosna czas na klabing!
Reklama
Ostatnio nasi radni obrażali się, na rzekomo fałszywe sformułowania w międzynarodowej prasie, jakoby Kraków miejscem trunków i pijaństwa był. Niestety muszę wszystkich zmartwić, trochę w tym prawdy jest. Gdzie nie pójdziesz, gdzie nie spojrzysz, jak grzyby po deszczu wyrastają nam w Krakowie knajpy. Różne. Różniste. Kolorowe. Białe. Rozcieńczone i wodniste. Czyste, smutne. Brudne a wesołe. Ciemne. Jasne. Dzierżawione. Własne. Pstrokate. Gładkie i łaciate. Z gustem i bez gustu. Z wyraźną forsą w kieszeni, bądź z wyraźnym jej brakiem.
Knajpy otwierają ostatnio moi trzydziestoparoletni znajomi. Otwierają knajpy, a to alkoholowe, a to bezalkoholowe; a to z winem tylko, a bez wódki; a to tylko z nalewkami wiśniowymi na wiśniach bez pestek, a to z brzoskwiniami na truskawce malinowej z babanowca na drzewie jabłoni. Otwierają coraz to dziwniejsze twory. Mój kolega w podziemiach ulicy Krakowskiej otwiera właśnie miejsce dla wszystkich performerów, poetów i pieśniarzy; otwiera ze sceną, widownią i dobrym piwem… Zobaczymy, bo piwnice dawno wyszły na ulice.
Nie ma się co obrażać na stwierdzenie więc, że Kraków lekko podchmielonym miastem jest. Kroczy popołudniami z uśmiechem na twarzy, a oczy błyszczą mu na pigwowo. I to jest w naszym mieście najpiękniejsze, bo nasze miasto nie chodzi jak Warszawa w garniturze pod krawatem, nie gasi światła Słupska o 20, nie stwarza fałszywego pijaru Wrocławia, że taki piękny i otwarty, nie nosi kieleckiego scyzoryka w kieszeni… no, czasem może… ale jak już, to maczetę! Skoro Kraków miastem pubów i knajp stoi, to nie pisać o nowopowstałych miejscach w nim, naprawdę nie przystoi.
Rozpoczynamy więc nowy cykl felietonów
w których zachowam trzeźwą głowę i oprowadzę państwa po miejscach zacnych i ciekawych; miejscach, które otwierają moi i nie moi koledzy; miejscach, które niestety, ale muszą ostro rywalizować o względy lokalsów; miejscach z pomysłem intrygującym i nowym. Dziennie otwiera się kilka nowych miejsc, ale też każdego dnia kilka się zamyka. Czasami jednak wspaniała oferta, dobre napitki, piękna atmosfera i co najważniejsze kasa w rulonie nie wystarcza. Brakuje tego czegoś, co trudno czasem nazwać.
Pamiętam historie otwierania się pierwszych knajp na Kazimierzu. Właściciele bez grosza przy dupie, a z głową pełną pomysłów otwierali, legendarne dziś, puby. Nie było narzędzi, nie było rysunków technicznych, nie było planów budowy. Wszystko stawiało się na gwoździu. Brakowało ławki, to się ją kradło z pobliskiego kościoła niczym Robin Hood: zabrać bogatym, dać biednym.
Wiele z tych lokali jest już turystyczną wizytówką miasta
inne niedawno padły, zostały przeniesione lub najzwyczajniej przepite przez niefrasobliwych właścicieli. Czasami legendy rodziły się na moich oczach. Przesiadywałem w nich jako student Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej, przesiadywali też tam czasem i moi profesorowie… życie toczyło się knajpianie pomiędzy jednymi zajęciami a drugimi.
I nie ma się co proszę państwa obrażać na rzeczywistość, bo tak nas piszą, jak nas widzą. Kiedy przyjeżdża Maciej Nowak do Krakowa i smęci, że ten Kraków stoi, nic nie robi, tylko siedzi i w knajpach gada, snując teatralne plany, odpowiadam, że z tych planów narodził się Skrzynecki, Swinarski, Kantor, Lubaszenko, Trela, Lupa, Jarzyna, że z tych planów mamy najlepsze festiwale muzyczne i teatralne, że z tych planów otwieramy nowe teatry…
Dobra passa Krakowa nie trwa wiecznie, ale wciąż mamy szansę tworzyć swoje pasje popijając dobrą albo podłą wódkę, potrzeba nam tylko dobrego (a dobry nie jest) programu stypendialnego dla absolwentów szkół artystycznych… i dobrych knajp. O tych ostatnich rozpoczynam cykl felietonów. Będzie to pewnie pisanie bez końca, aż w końcu znajdziemy kolejną Jamę Michalika, Bunkier Sztuki, czy Alchemię.
Reklama