KRZYSZTOF PIASECKI

Miki Obłoński

opublikowano: 27 PAŹDZIERNIKA 2023, 17:40autor: Krzysztof Piasecki
Miki Obłoński

Przeczytałem wczoraj, że zmarł Miki Obłoński. Nigdzie nie było napisane, że Miki był naszym, jak to się wtedy mówiło, kierownikiem. Wraz ze Stanisławem Zygmuntem tworzyliśmy wówczas kabaret o nazwie „Pan Tu Mieszka”. Obaj wylądowaliśmy w Krakowie. Ja tu miałem dziewczynę, a Staszek przyjechał za mną.

Reklama

Zamieszkaliśmy na osiedlu Piaski. Mieszkaliśmy w blokach naprzeciw siebie. Kiedy było słońce, puszczałem do Staszka „zajączka”. „Zajączek” to było odbicie słońca w lusterku. I to odbicie kierowałem do bloku, w którym mieszkał Staszek. Przy powszechnym braku telefonów była to jedyna możliwość, byśmy się jakoś porozumieli. Po zaobserwowaniu takiego zjawiska Staszek wychodził na balkon w swoim bloku a ja w swoim i pokrzykiwaliśmy do siebie.

Miki Obłoński był wówczas pracownikiem Krakowskiej Estrady. Nie pamiętam, jak doszło do tego, że naszym kabaretem zainteresowała się Krakowska Estrada. Wtedy trzeba było mieć opiekuna. I takim naszym opiekunem w ramach Estrady Krakowskiej został Miki. Miał tam etat. Jako nasz „kierownik" jeździł z nami po całym kraju. Jako że żaden z nas dwóch nie był z Krakowa, nie robiła na nas specjalnego wrażenia sława Mikiego.

Przypominałem sobie, że w 1964 roku Miki w duecie z Ewą Sadowską  wygrał Festiwal Piosenki Polskiej w Opolu i nawet byłem w  stanie zanucić tę piosenkę. „Pasą się, pasą barany, wełniane chmury białe. Tak jak na patelni na niebieskiej łące owieczki niedzielne słońce zwiastujące.”

Reklama

Pracowaliśmy razem kilka ładnych lat. Wówczas kierownik organizacyjny otrzymywał mizerne honorarium od każdego występu kabaretu. Miki zaproponował, by wchodził na scenę przed naszym występem i nas zapowiadał. Wtedy mieścił się w kategorii „autor z własnym tekstem”, za co przysługiwało wyższe honorarium. Obowiązywały wówczas tak zwane „stawki”. Nie można było dostać więcej pieniędzy, niż te, na które obowiązywała „stawka”. Nic na to nie miało wpływu – ani to, jak duża była publiczność, ani dochód przedstawienia, po prostu nic. I Miki napisał sobie wstęp, z którym wchodził na estradę i nas zapowiadał.

Żyliśmy ze sobą dość blisko. Mieszkał na ulicy Zwierzynieckiej. Samo centrum Krakowa. Miki załatwiał nam różne sprawy. A to, że występowaliśmy stale w piwnicy Hotelu Pod Różą. A to, że mogliśmy przygotowywać nowy program, mieszkając w jakimś ośrodku na Rzeszowszczyźnie, a to, by nam zapłaciła Estrada Rzeszowska za występ, który się nie odbył de facto.

Weszliśmy na scenę i stwierdziliśmy, że publiczność jest „w dym pijana”. Po krótkim mocowaniu się z publicznością zrezygnowaliśmy. Estrada oznajmiła, że nam nie zapłaci. I wtedy ruszył do boju Miki. W umowie nigdzie nie było napisane, że występ musi być dla trzeźwej publiczności. Ale było napisane, jakich wymiarów ma być scena. A nie była. I na tej podstawie Miki wywalczył dla nas honorarium.

Reklama

Kiedy po latach się rozstaliśmy, Miki wrócił do kabaretu „Pod Baranami”. Był w nim do końca. Bo był, przede wszystkim, artystą. Artystą przez duże „A”. Dziś już takich nie ma.

Do zobaczenia.      

Galeria: Miki Obłoński, piosenkarz, autor tekstów, aktor, artysta Piwnicy pod Baranami (id: 2458)

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Możecie Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies.

Polityka Prywatności