Idąc dzisiaj po Rynku "Naszej Ukochanej Konserwy" zauważyłem budowle wielkie, z nadzianymi reflektorami, podjazdami, a wokoło same płoty. Miasto przygotowuje się do " Sylwestra w Krakowie". W tym roku, podobnie jak dzieje się to od 2016 na dwóch scenach w Rynku i w Alei Róż w Nowej Hucie będą zabawiać się krakowianie i turyści na ogólnodostęnych imprezach. Ja patrząc na budowę sceny na Rynku przypominałem sobie lata bardzo odległe i te mniej odległe, kiedy to w Krakowie na imprezie ogólnodostępnej bawiło się 100 tysięcy i więcej osób.
Reklama
Za komuny, jak wiadomo, takich imprez nie było. Place i rynki polskich miast raczej świeciły pustkami. W Krakowie garstka ludzi przychodziła "pod Adasia" i punktualnie o 24 odpalano co tam, kto miał. Pito Szampanskoje Igristoje i powracano do swoich zabaw.
Zmiana nastąpiła wraz ze zmianą ustroju. W latach 90-tych na rynki wychodziły już całe rzesze mieszkańców aby składać sobie życzenia w plenerze z obowiązkowymi racami. Około trzeciej nad ranem Rynek cały pokryty był szkłem, setki ludzi, którzy w śnieżnej bryii (tak, tak czasami w sylwestra był śnieg) brodziły pomiędzy rozbitym szkliwiem narażając się na poważne kontuzje. Niestety zdarzali się idioci, którzy rzucali w tłum butelkami po szampanach nie wiedzieć czy z radości, czy z przepicia, czy z obu powodów na raz.
Nie pamiętam kiedy te harce ujęto w ramy zabawy zorganizowanej. Bodaj pod koniec lat 90-tych. Prezydent miasta przybywał na Rynek przed 24 składał życzenia krakowianom i turystom i wraz z obecnymi oglądał spektakl modnych wówczas ogni sztucznych.
Potem nadszedł czas gigantomanii. Dzięki temu, że imprezami sylwestrowymi zainteresowały się główne stacje telewizyjne, nagle znalazły się ogromne pieniądze na sceny, na oprawy świetlne, a przede wszystkim na gwiazdy estrady. Przez sylwestrowe sceny przewinęli się wszyscy, którzy liczyli się na estradzie.
Reklama
Nie przypominam sobie aby na scenie w Krakowie wystąpiła gwiazda disco polo. Stacje telewizyjne prześcigały się kto więcej zgromadził ludzi: Wrocław z Polsatem, Warszawa z "Dwójką", czy Kraków z TVN i na odwrót. Ten boom trwał jakieś 10 lat. I w ciągu tych 10 lat tylko dwa razy byłem obecny na tych imprezach. I tylko z racji zawodowych. Nigdy nie byłem fanem tych zbiorowych zabaw.
Przez tę dekadę zmieniali się artyści, ale i zmieniały się zwyczaje. W pewnym momencie zabroniono pokazów sztucznych ogni, Rynek przed Sylwestrem otaczano barierkami i nikt nie mógł (przynajmniej teoretycznie) wnieść szkła. No, ale nie dziwmy się, w zabawie brało udział ponad 100 tysięcy ludzi. Ostatnie takie sylwestry na Rynku odbyły się w 2014/2015 pod hasłem "Kraków - Miasto Królów" oraz w 2015/2016. Obie te wielkie imprezy organizowała stacja TVN.
A potem odstąpiono od gigantomanii. Oczywiście organizuje się zabawy, ale raczej o znaczeniu bardziej lokalnym, a nie ogólnopolskim. Czy szkoda? Patrząc teraz z dystansu na to, co dzieje się w Zakopanem należy wznieść ręce do góry i chwalić: Chwałaż Ci Panie Boże, że to nie u Nas!