Przeczytałem właśnie w „Dzienniku Polskim” artykuł o znakach, które stawiają złodzieje przy mieszkaniach, które chcą okraść. Artykuł jest okraszony zdjęciami tych znaków. Trzeba przyznać, że są one różne. Oczywiście nie ma żadnej gwarancji, że taki „znak” jest postawiony przez hipotetycznego złodzieja.
Reklama
Czasem podobne (przepraszam za określenie) bazgroły zostawiają dzieci. Oczywiście nie ma żadnej gwarancji, że takie dziecko, jak dorośnie, nie zostanie złodziejem, ale czy znak będzie czekał tyle lat? Takie dziecko na ogół bazgrze w okolicach swego mieszkania, trudno chyba oczekiwać, że nawet jeśli po latach zostałoby złodziejem, okradłoby własne mieszkanie.
Autorka artykułu tak zachęca czytających: „Zachęcamy, by każdy, kto zauważy u siebie takie znaki, zadzwonił na policję. Im więcej zgłoszeń, tym większa szansa na skuteczną reakcję służb. Wspólnymi siłami, nawet jeśli nie doprowadzimy do zatrzymania włamywaczy, to uniemożliwimy im okradzenie mieszkańców”. Nigdzie nie zostało wspomniane, jak reagują na takie doniesienia wymienione służby, ale może, stosując się do zaleceń autorki, trzeba zawiadamiać te właśnie.
Wpadłem na pomysł innej metody. To są małe znaczki. Proszę takimi samymi znaczkami oznaczyć wszystkie mieszkania na klatce i niech się złodzieje martwią co zrobić. Oczywiście istnieje obawa, że w czasie oznaczania innych mieszkań tymi znaczkami natkniemy się na przedstawiciela tych „służb” i możemy mieć problem z wytłumaczeniem, co właściwie robimy i dlaczego, ale czy ktoś z państwa widział kiedyś przedstawiciela tych „służb” na swojej klatce schodowej?
Reklama
Zatytułowałem ten mój tekst „Stawianie ptaszka”. Nie wiem, czy taki tytuł zostanie, bo od wymyślania tytułów jest w redakcji pan Rafał. Trzeba oddać panu Rafałowi, że wymyśla lepsze tytuły niż ja. Jeśli tym razem pan Rafał utrzyma mój tytuł – co bywa niezmiernie rzadko – może tenże kogoś wprowadzić w błąd. Właściwie taka jest rola gazetowych tytułów. Dać taki tytuł, by zachęcony czytelnik przeczytał resztę. I zupełnie nieistotne jest to, czy treść tekstu pokrywa się z tym, co napisane w tytule. Można nawet poznać, czy czytelnik zapoznał się tylko z tytułem, czy z resztą też. W zależności od tego, co o artykule mówi.
No więc dałem temu felietonowi tytuł: „Stawianie ptaszka” i jeśli ktoś z państwa przeczytał resztę tylko dlatego, że zachęcił go tytuł, który skojarzył mu się z reklamą środka na potencję, to przepraszam, ale nie o to tym razem chodziło…
A jeśli mimo to czegoś wartościowego się dowiedział, to nie przepraszam.