Muszę rozczarować myśliwych. Nie otarłem się o zwierzę. Otarłem się o człowieka o takim właśnie imieniu. Od razu przypomniałem sobie anegdotę, którą, w cenionej wówczas Trójce, opowiadała Alicja Resich-Modlińska. Była taka audycja „Pani Magdo pani pierwszej to powiem”.
Reklama
Resich-Modlińska opowiadała, jak kiedyś jadąc szosą, zobaczyła zaproszenie do Zajazdu. Zajazd był w myśliwskim stylu. Pomyślała, że dawno nie była w takim zajeździe, ciekawe, co tam można dostać. Weszła. I rzeczywiście w zajeździe mnóstwo było nawiązań do łowiectwa. Kotlet z dzika, comber z sarny (kelner przeczytał tę nazwę, tak jak było napisane, nie tak jak czytają dziś „komber z sarny” – czego byłem światkiem w jednym z warszawskich hoteli) i tym podobne.
Czytając kartę, zauważyła coś, co zwróciło jej uwagę. Kąsek Daniela, na samym końcu. Pomyślała „to coś dla mnie”. Zapytała kelnera, czy ten kąsek daniela to jest przystawka, czy może danie obiadowe. Kelner zrobił się czerwony na twarzy i wymamrotał: „Kąsek Daniela to nazwisko i imię naszej szefowej kuchni”.
Pamiętam, że na dole jadłospisu podawano wtedy (czyli dawno), kto jest odpowiedzialny za napar kawy.
Moja opowieść jest taka: jechałem Zakopianką do (jak sama nazwa wskazuje) Zakopanego i złapałem gumę. Powyżej Lubnia. Samochody nowocześniejsze nie mają teraz kół zapasowych tylko tak zwany zestaw naprawczy. Z tym że pan Diler, który mi samochód sprzedawał, powiedział, że nie ma co sobie zawracać głowy tym zestawem naprawczym, tylko od razu trzeba wzywać pomoc drogową.
Reklama
Wezwałem. Przyjechał miły pan w 15 minut i bardzo sprawnie zabrał się do wciągania mojego samochodu na swoją lawetę. Trochę razem jechaliśmy, bo najpierw trzeba było przejechać słynnym na cały kraj tunelem w jedną stronę, a potem z powrotem do umówionego wcześniej wulkanizatora. Jedziemy, jedziemy i pan od lawety poinformował mnie, że wulkanizator, który akurat jest dostępny, ma swój warsztat w Pcimiu.
Na słowo Pcim zapaliła mi się lampka. W głowie. „Wie pan, kto to jest? Ten wulkanizator?” „Nie wiem” „Proszę pana, to jest wujek Obajtka” „Króla Polski?” spytałem. „Tak, tak, ha, ha, ha” Warsztat, jak warsztat, nie był jakoś specjalnie „wypasiony”. Czułem jednak, jak nad nami unosi się duch pana Obajtka.
Pomyślałem, że gdyby za napar kawy odpowiedzialny był Obajtek Daniel, to pani Alicja nie miałaby tak fajnej opowieści, ale dla kraju może byłoby lepiej.
Reklama
Inna sprawa, że pan Daniel Obajtek potrafił znaleźć sposób na tak zwany „zespół Tourette'a”. Kiedyś usłyszałem w telewizji, jak pan Daniel z kimś rozmawia. Ileż tam było słów określanych powszechnie jako wulgarne! Teraz kiedy śledzę wypowiedzi Pana Daniela Obajtka, nie ma w nich w ogóle wulgaryzmów. Albo się pan prezes wyleczył, czyli znalazł na „zespół Tourett’a” sposób albo wystarczyła mu świadomość, że jest słuchany…
Czasem chciałoby się, by to, co się powiedziało, gdzieś się „zadziało” prawda Panie Prezesie? I nie chodzi mi o prezesa Orlenu…