W czasach słusznie minionych, gdy chodziłem do szkół, znany był taki bon — mot na lekcjach historii: „Polska jako taka, jak nie taka, no to jaka i dlaczego". Przypomniało mi się to zdanie, gdy spacerowałem po remontowanej ul. Krupniczej.
Powodów, by przyglądać się temu remontowi, jest sporo.
Bo to pierwszy woonerf w Krakowie, czyli „przestrzeń z uspokojonym ruchem, gdzie priorytetem jest bezpieczeństwo pieszych, auta nie są tam najważniejsze, ale komunikacja samochodowa może się odbywać”.
Bo to wizytówka krakowskich remontów, bo to oczko w głowie wszelkich miejsko-aktywnych ludzi, bo firmuje to Zarząd Zieleni Miejskiej, bo dyrektor Piotr Kempf, który miał duży wpływ na ostateczny kształt ulicy.
Remont ma się ku końcowi, w tej chwili trwają jeszcze prace przy ostatnim remontowanym odcinku ulicy. Więc jest już co oglądać i może się pokusić się o wstępną ocenę.
Ulica zmieniła wygląd głównie dzięki zmianie nawierzchni. Obrzydliwy asfalt wymieniono na piękną, jasną kostkę brukową, przy okazji wymieniając podziemne instalacje. Czyli w kwestii podnoszonej przy każdej okazji przez miejsko-aktywnych „walki z betonozą” zmiana jest niewielka, choć widoczna.
Reklama
Zasadzono kilkanaście drzew, niskopiennych krzewów, dookoła niektórych ustawiono kamienne zapory imitujące donice. Wokół nich postawiono ławki. Teraz tylko czekać na pierwsze ogródki kawiarniane, aby zamysł na "Zieloną Krupniczą" ziścił się do końca. Na razie mamy nową, zadbaną... kamienną rynnę i nadzieję, że się zazieleni.
Największy jednak problem, który zauważyłem, to organizacja ruchu na tej ulicy. W ograniczonym stopniu, ale samochody mają tu wjazd. Są mieszkańcy i przedsiębiorcy dojeżdżający do swoich garaży i sklepów. Ulica jeszcze nie została otwarta, a samochodów jeżdżących po „Zielonej Krupniczej” sporo.
Jeszcze gorzej z rowerami, hulajnogami czy innym sprzętem posuwającym człowieka do przodu, a Krupnicza to główna arteria rowerowa z Rynku z kierunku zachodnim do Miasteczka Studenckiego.
Mam wrażenie, że ten problem potraktowano według starego porzekadła „jakoś to będzie". Nie zauważyłem stojaków na rowery, za to kilka rowerów przypiętych do ogrodzeń drzew.
A gdy wokół rozstawią się letnie ogródki, może być jeszcze gorzej. No, ale mimo to, czekam, aż ulica naprawdę się zazieleni, z nadzieją, że moje wątpliwości zostaną rozwiane.