Ciekawe rzeczy wydarzyły się w ostatni weekend w naszym, pozornie spokojnym, mieście. Kraków trafił na czołówki programów informacyjnych, a to, co się u nas dzieje było (i jest) szeroko dyskutowane w mediach społecznościowych. Niecodziennie bowiem dowiadujemy się, że w lokalnej kurii pracować mogą tylko zamężne kobiety, a kamienica w której mieści się dom schadzek należy do byłego ministra finansów, a aktualnego prezesa NIK.
Reklama
Dodam jeszcze, że kamienica została wyremontowana (jak donoszą media) za pieniądze z unijnej dotacji z intencją urządzenia w niej Domu Pielgrzyma, ale coś poszło nie tak, i stała się przybytkiem zarówno płatnych , jak i romantycznych spotkań na godziny. Intratny, aczkolwiek raczej nieopodatkowany biznes prowadzili znani policji najemcy a nieruchomość należała do polityka partii, która walkę z lewymi dochodami i zasady moralności wypisała na swoich sztandarach złotymi literami na granatowym tle.
Metropolita strzela w kolano
O wartościach i etyce chrześcijańskiej nieustannie naucza też metropolita krakowski abp Marek Jędraszewski. O medialne kontakty krakowskiej kurii i samego hierarchy dbał zespól prasowy, w którym zatrudnionych było pięć kobiet, młodszych i starszych dziennikarek, ze sporym doświadczeniem. W pierwszym komunikacie krakowska kuria podała, że arcybiskup niespodziewanie zdecydował o zwolnieniu ich z pracy. Kiedy podniósł się internetowy szum, kurialiści postanowili, strzelić sobie w drugie kolano. Podano, że zwolniono tylko trzy panie, dwie pozostałe, ponieważ „żyją w katolickich małżeństwach”, mogą zostać.
Zwolniona szefowa zespołu, Joanna Adamik zaapelowała na FB o modlitwę w intencji krakowskiego kościoła i ujawniła, że podobnie jak jej, również zwolniona, koleżanka, samotnie wychowuje zaadoptowane dzieci. Abp Jędraszewski doskonale znał jej rodzinną sytuację, a dzieci dopytują, jak dotychczas uwielbiany ksiądz mógł zwolnić mamę z pracy.
W kurii na śmieciówkach
Podobne pytania stawia sobie również wielu krakowian. Zastanawiają się jak to możliwe, by pracujące od kilku lat w kurii kobiety były zatrudnione na umowach cywilno-prawnych, czyli tzw. śmieciówkach. Taką umowę można rozwiązać z miesięcznym wypowiedzeniem, a pracownikowi nie przysługuje żadna ochrona. Metropolita Jędraszewski nie raz mówił o godności ludzi pracy, ale jak się okazuje, były to rozważania czysto teoretyczne.
Pod postem p. Adamik umieszczono prawie 200 komentarzy, w ogromnej większości wyrażających oburzenie bezdusznością kurii oraz z wyrazami solidarności i poparcia. Co ciekawe publicznie zareagowało jedynie kilku księży (doliczyłam się trzech wpisów) choć pracownice zespołu prasowego znają ich pewno dziesiątki. Jeden głos popierał decyzję metropolity, bo "może w diecezji robić to co uważa", dwóch innych księży zapewniało o modlitwie. Modlitwa cenna rzecz, aczkolwiek trudno za jej wstawiennictwem zapłacić rachunki czy zrobić zakupy na obiad.
Mieszane uczucia
Przyznam się szczerze, że mam w tej sprawie tzw. mieszane uczucia. Z jednej strony wyrzucenie - praktycznie z dnia na dzień - z pracy matek, i to matek adopcyjnych, jest oczywistym skandalem nie mającym nic wspólnego ani z chrześcijaństwem, ani z nauką JPII, na którą tak lubi powoływać się abp Jędraszewski. Zatrudnianie/ zwalnianie z pracy wg kryteriów posiadania lub nie, męża jest również skandalem prawnym, czyli bezprawną dyskryminacją.
Zadaję sobie jednak pytanie, jak można dbać o medialny wizerunek kogoś, kto wiele razy wypowiadał ex katedra niesprawiedliwe i dyskryminujące kazania wobec społeczności LGBT. Kto wydaje się bardziej troszczyć o wizerunek instytucji Kościoła i miłosierdzie dla sprawców niż o ofiary księży pedofilów.
Zwolnione pracownice biura prasowego musiały same doświadczyć dyskryminacji, by przekonać się, że albo ktoś ma empatię i elementarny szacunek wobec drugiego człowieka, albo jest tych uczuć pozbawiony. Twarda lekcja.